I
feel like a part of my soul has loved you since the beginning of
everything.
Maybe
we’re from the same star
theme
Dotarłam.
W wyznaczone przez niego miejsce, którego sceneria wyglądała mi na
swego rodzaju rekompensatę tego, że kiedyś musiałam oglądać
jego plecy, idące w przeciwnym kierunku. Czekał na mnie oparty o
magnoliowe drzewko na tle zachodzącego słońca. Dołączyłam do
niego, w końcu, po latach proszenia, by zabrał mnie ze sobą.
Byłam
z nim. Nieodłącznie. Całe dwadzieścia cztery godziny na dobę i
dokładnie tyle samo każdego następnego dnia.
Początkowo
snułam tezy i wnioskowałam, na czym opiera się nasza relacja oraz
polega cała ta podróż. Pełniłam funkcję kompanki, jak i
pomocniczki, prywatnie będąc też obserwatorką. Stałam z boku,
przyglądając się jego poczynaniom. Wyciszałam się przy nim i
napawałam spokojem, jakiego brakowało mi przez poprzednie lata.
Pierwszy raz doświadczałam stanu, w którym moje potrzeby
zaspokajała sama jego obecność i zauważyłam, że nigdy wcześniej
nie odczuwałam podobnie kojącej ulgi.
Zaczęłam
dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie mogłam. Widziałam,
kiedy nie może spać i słyszałam, jak często przebudzał się w
środku nocy. Widziałam blizny na jego ciele, pozostawione przez
wszelkie walki stoczone w przeszłości. Widziałam sytuacje
nieporadności, w których brak jednej ręki przysparzał mu
kłopotów. Widziałam, jak się złości, obraża, zamyśla i jak
śmieje. Zauważałam nawet dystans między nami i to, jak powoli
zaczynał się zmniejszać. Widziałam jego słabości, bariery,
granice i wszystkie rzeczy, których nie było mi dane widzieć
wcześniej, nie będąc z nim bez przerwy i sam na sam.
Bywaliśmy
w przeróżnych miejscach. Odkrywaliśmy nowe i odwiedzaliśmy te, w
których kiedyś już był. Tam, gdzie szeptano między sobą na nasz
widok albo w ogóle nie rozpoznawano naszego wizerunku. Wbrew pozorom
i temu co mówił, znajdowały się takie miejsca, gdzie witany był
nadzwyczaj mile i ciepło. Wydawało się, jakby obawy Uchihy co do
ludzi i ich opinii na jego temat były całkiem bezpodstawne.
Gospodynie
również wykazywały się odmiennym zachowaniem. Jedne pozostały
zupełnie subtelne względem naszej prywatności, inne usilnie
starały się wciskać nam wspólny pokój z dwuosobowym łóżkiem.
Trafiło się też kilka kobiet, które śmiało oferowało swoje
zauroczone córki czy wnuczki na wydanie Sasuke. On jednak odpowiadał
im tylko serdecznym śmiechem i szeptał im coś, czego nigdy nie
udało mi się wyłapać. Kiedy dopytywałam, powtarzał, że nie
mogę tego wiedzieć.
Czasami
przelotnie muskał moje przedramię, gdy przechodził obok, z każdym
kolejnym razem odnosząc wrażenie, że dzieje się to coraz mniej
przypadkowo. Stawał za mną, stwierdzając na głos, jak bardzo
urosły mi włosy. Ogarnęły mnie dreszcze, kiedy zamiast tego
wyczułam, jak przeczesuje ich pasma palcami i ogląda je przez kilka
sekund, ten jeden raz odchodząc bez słowa.
Któregoś
razu, dla zwrócenia na siebie mojej uwagi, trącił mnie delikatnie,
wciskając palce między moje łopatki, a kiedy odwróciłam się,
stuknął opuszkami w czoło. Po tym akcie wskazał dłonią nasz
kierunek.
– W
tę stronę, Sakura.
Którejś
wiosny przyniosłam do domu świeżą gałązkę zerwanej wiśni i
położyłam ją na stole. Dopiero wieczorem zorientowałam się, że
zanim sama się nią zajęłam, stała wstawiona do flakonu z wodą.
W
lato, gdy spaliśmy pod gołym niebem, zawsze czekał aż zasnę
pierwsza. W jego czarnych tęczówkach płomień ogniska odbijał się
aż zanadto dobrze – nie sposób było przeoczyć, kiedy
pozostawały otwarte, nawet jeśli nie widziałam większości jego
sylwetki i samej twarzy. Nie wiedziałam jednak, czy to
spostrzegawczość czy złudne nadzieje dawały mi wrażenie, że
poza wpatrywaniem się w połacie rozciągającego się przed nim
lasu, czasami zawieszał swój skupiony wzrok na mnie.
Któregoś
wieczora zupełnie przypadkowo zasnęłam pod drzewem gruszy, zanim
Sasuke wrócił z kolacją. Obudził mnie dotyk jego ciepłej skóry,
a potem piżmowy zapach peleryny, którą mnie okrył. Sam siedział
zupełnie obok, jak gdyby sprawował nade mną pieczę.
Znaleźliśmy
się także niedaleko kryjówki do której trafiłam, szukając
Sasuke w dniu ucieczki z Wioski i ze względu na okoliczność,
zdecydowaliśmy się spędzić w niej jedną noc. W środku panował
względny porządek, bo wszystkie rzeczy leżały na swoim miejscu w
stanie, w jakim je pozostawiliśmy – poza jedną.
– Będziemy
musieli obejść się dzisiaj bez kolacji – ignorując moją pełną
frustracji minę, z premedytacją podszedł do połamanego przeze
mnie wówczas stołu i obejrzał go, a potem minął z szelmowskim
uśmiechem na twarzy.
– Pamiętam,
że kiedy pojawiłam się w kryjówce, ktoś szybko mnie przechwycił
– zaczęłam cicho, aby nie wystraszyć Sasuke nagłym
odzewem, ale wyczuwałam, że on także nie śpi, mimo
że nasze łóżka
dzieliło od siebie kilka metrów. W przypadkach
bezsenności, spowodowanych nieprzyzwyczajeniem do obecności Uchihy,
wspomnienia różnych scen z przeszłości często przelatywały mi
się w postaci krótkich obrazów. Przerwałam na moment, by dać
mu chwilę na przetworzenie informacji, wolno
oblizując zeschnięte usta. – Dopadł, unieruchomił,
a potem szybko straciłam przytomność. Nic więcej z tego nie
pamiętam – wyznałam, wpatrując się w sufit.
– To
byłem ja – wyparował bez wahania. Jego głos, niski i ożywiony,
wskazywał na to, że w ogóle nie był bliski snu. – Musiałem
sprawić pozory obezwładnienia cię, by bez problemu przemycić do
kryjówki. W innym wypadku prawdopodobnie trafiłabyś w ich ręce.
– To
było genjutsu?
– Tak.
– Nie
zauważyłam nawet twoich oczu. Musiałeś osiągnąć kolejny
poziom, Sasuke. Stałeś się szybszy niż kiedykolwiek –
wyliczyłam i odczekałam chwilę, czekając na jego reakcję, po
czym dopowiedziałam dla czystej formalności, beztroskim tonem. –
To forma komplementu.
Zaśmiał
się gardłowo, wyraźnie rozbawiony moim dopowiedzeniem. Czułam,
jak rośnie mi serce, kiedy jego śmiech melodyjnie rozbrzmiewał w
moich uszach, a potem i moje kąciki ust automatycznie same poderwały
się ku górze.
– Śpij
dobrze, Sakura.
Kiedyś,
gdy porządkowałam ekwipunek i zioła, które miałam wykorzystać
do lekarstw, przyszedł z bukietem polnych kwiatów. Widziałam, jak
uprzednio wepchnęły mu je w dłoń dzieci, które zrywały je z
rozległej łąki, a potem odnotowały naszą obecność i to, że
prawdopodobnie jesteśmy tu razem. Nieco speszony wyciągnął dłoń
z otrzymanym pękiem w moją stronę, wyznając nieśmiało.
– To
nie róże, ale myślę, że też się nadają.
Któregoś
zimowego wieczora trafiliśmy do starej, opuszczonej chaty. W środku
nie było śladu po tym, by ktoś mieszkał tu w przeciągu ostatniej
dekady. Wszystko było surowe – zupełnie jak za tamtych czasów. W
ciągu godziny uporaliśmy się z pajęczynami i kurzem, robiąc
miejsce na spanie, przyrządzenie jedzenia i niewielki kąt przed
kominkiem, by mieć nieco przestrzeni. Sasuke przywołał do porządku
nawet zagraconą rupieciami łazienkę, dzięki czemu osiedliliśmy w
tym miejscu na całą zimę. Byłam zaskoczona efektem końcowym,
który był naprawdę zadowalający. Jednak Uchiha wydał swoją
opinię na temat wystroju – wystarczająco wymowną.
– Nie
tak przytulnie jak w twoim mieszkaniu, ale musi nam to wystarczyć.
– Jesteś taka ciepła
– powiedział grudniowego wieczoru, ledwie przekraczając próg z
upolowaną zwierzyną w dłoni. Podszedł blisko i przylgnął
zmarzniętymi ustami do mojego czoła, jak gdyby niemo całował
skórę. Ciepła para, dobiegająca z jego zeschniętych ust,
rozbijała się o moją twarz. Musiał kompletnie przemarznąć, bo
resztę wieczora spędził przed kominkiem, opatulony dodatkowo w
ciepły koc i czytając książkę, a potem zasnął, zastygając w
tej pozie nieruszony.
Któregoś
razu wrócił wściekły. Załatwiał wtedy jedną sprawę w
pobliskiej Wiosce, o której nie powiedział mi nic więcej. Oczy
miał zeszklone i nieobecne, a na moje pytanie w trosce o to, czy
stało się coś poważnego, machnął ręką i przeszedł do
drugiego pomieszczenia. Wrócił po godzinie, nie wspominając o tym
ani słowem. Po prostu zasiadł naprzeciwko i wymamrotał:
– Opowiedz
mi coś, Sakura.
Zatem
opowiedziałam mu – historie z przeszłości, które miały
miejsce, gdy nie było go w Wiosce. Zaczęłam od powrotu Naruto z
podróży z Jirayą, o podróży do Piasku, a potem temat przypadkowo
skupił się na jego bracie, Itachim, kiedy odwiedził Konohę wraz z
innym członkiem Akatsuki. Ciągnęłam dalej, docierając do ataku
Paina na Liść, śmierć Jirayi i samego Naruto po tym zdarzeniu –
tym, w jak fatalnym stanie się wtedy znajdował. Sasuke wyraźnie
pochmurniał, po czym wstał mówiąc, na dziś wystarczy. Miałam
wrażenie, że przesadziłam, sprowadzając rozmowę na tak posępne
tematy, jednak chwilę później wrócił ze zwykłym Dziękuję,
Sakura, wypowiedzianym z progu, w towarzystwie wnikliwego,
głębokiego spojrzenia i delikatnego uśmiechu.
Którejś
wyjątkowo surowej i mroźnej nocy, kiedy temperatura spadła chyba
do minus dwudziestu, dochodziła druga i najwidoczniej ani ja, ani
też on nie mogliśmy zasnąć, usłyszałam zwykłe:
– Przyjdź
do mnie, Sakura.
Nie
było to jednak nic spektakularnego. Przywlokłam swoją pościel i
ułożyłam tuż obok, tłumiąc targające mną emocje, delektując
jego ciepłem i samą obecnością. On trwał w tej samej, jednej
pozycji, leżąc na plecach, wpatrując w sufit i milcząc. Po tej
nocy byłam kompletnie niewyspana, a on wprost przeciwnie – zasnął
wyjątkowo szybko.
To
był pierwszy raz, kiedy spaliśmy razem. I odtąd, może ze względu
na porę roku i warunki pogodowe, jakie zmuszały nas do wzajemnego
dzielenia się ciepłem, spaliśmy tak już za każdym razem. Do tej
pory pamiętam, kiedy po dwóch dniach zasnął zwrócony do mnie
twarzą, a po kilkunastu przez sen otulił mnie ramieniem, kiedy
dygotałam – i z zimna i z nadmiaru emocji, które nadal wzbudzało
we mnie zasypianie u jego boku tak blisko.
Raz
całkiem przypadkowo zatrzymaliśmy się w jednej, przydrożnej
knajpce na kilka godzin. Wtedy też nieprzemyślenie, po pijaku,
zupełnie cicho i niewyraźnie, przez co dziwiłam się, że w ogóle
zrozumiał ten bełkot, wypowiedziany wprost do jego koszuli, w którą
wciskałam swoją twarz; ale też zupełnie bez oporów, wyznałam mu
miłość.
– Myślałem,
że ze względu na twoją wrodzoną upartość już nigdy tego z
siebie nie wykrzeszesz, Sakura – odparł tylko, kładąc mnie do
łóżka, gdyż ze względu na mój ówczesny stan,
zdecydował się wykupić nocleg w tym samym lokalu. Kiedy się
obudziłam, Uchiha siedział wyprostowany na
drugim skraju mebla patrząc na mnie, jak gdyby
obserwował mnie już dłuższy czas, a
potem spytał o moje samopoczucie. Przy śniadaniu upomniał
mnie o tym, co deklarowałam jeszcze poprzedniego
wieczoru, doprowadzając mnie tym do
białej gorączki i niemożności spojrzenia mu w oczy przez kilka
kolejnych dni.
– Pamiętasz,
jak zarzekałaś się wczoraj, że z pewnością kochasz mnie dłużej
niż Ino, bo urodziłaś się całe pół roku wcześniej i tym
samym zawsze miałaś do mnie większe prawa?
On
z kolei uśmiechał
się z tego
wyraźnego powodu przez cały poranek i mimo że działo się to
moim kosztem, czułam się dziwnie usatysfakcjonowana.
Podczas
jednego z wiosennych festiwali, na który trafiliśmy do małej
wioski w Kraju Wody, przeciskając się w tłumie ludzi podświadomie
chwycił mnie za nadgarstek, by nie zgubić w tłumie. Przedarliśmy
się na drewniany pomost, skąd oglądaliśmy fajerwerki, a w trakcie
pozwolił mi oprzeć głowę o jego pierś, nie mówiąc ani słowa.
Potem wspólnie posłaliśmy do nieba papierowy lampion, a ja w
tamtej chwili wyjątkowo dosadnie czułam, że nie brak mi niczego.
Tym bardziej, kiedy niespodziewanie nachylił się i wyszeptał mi do
ucha, że jest mi wdzięczny, bo odkąd stracił rodzinę, nigdy nie
celebrował tego corocznego święta w tak szczególny i pamiętliwy
sposób.
– Nie
tęsknisz za domem? – zapytał raz nagle, zagadując
mnie podczas obiadu. Wystraszyłam się, że to jakaś forma sugestii
lub delikatne
wprowadzenie do rozmowy na temat dalszego ciągu podróży, którą
zaplanował przebyć sam. Jednak
kiedy zaprzeczyłam, skinął głową i przeżuwał dalej, wydając
się zupełnie nieinteresowany rozgrzebywaniem tematu.
– To
dobrze – odparł jedynie, a ja poczułam dziwną ulgę.
Leżąc
wygodnie na leśnej trawie i leniwie obserwując sklepienie w barwach
zachodzącego słońca, podczas gdy Sasuke kontrolował ekwipunek,
wykrztusiłam z siebie pytanie, bo ciekawiła mnie odpowiedz, jaką
mogę usłyszeć. Zbierałam się do tego już jakiś czas, jednak
nie potrafiłam zebrać na odwagę, więc po prostu wyrzuciłam je z
siebie jednym tchem, żałując tego sekundę później i modląc, by
go nie dosłyszał.
– Dlaczego
ludzie się zakochują? Widzisz w tym w ogóle jakiś sens, Sasuke?
Miałam
wrażenie, że zirytowałam go w tym jakiś sposób. Jego ton stał
niższy i przybrał barwę nieco karcącego.
– Próbujesz
rozłożyć na części pierwsze coś, doskonale zdając sobie
sprawę, że są rzeczy, które nie podlegają żadnym zasadom
logiki? Dlaczego wkładasz takie pojęcia między jakieś
książkowe definicje, stworzone przez ludzi, kiedy uczucia są poza
ich kontrolą?
Gorączkowo
przełknęłam ślinę i podniosłam się, opierając ostrożnie
o chuderlawy pień brzozy. Otworzyłam
usta, by wydusić coś z siebie, jednak on dokończył myśl.
– Nie
wiem, dlaczego tak się dzieje, ale z pewnością ma to jakiś sens.
Nic nie dzieje się z zupełnego przypadku.
– Nie
myślałaś nigdy, że nie zasługuję na to wszystko, co teraz
mam, Sakura?
Siedział na
podłodze kilkadziesiąt minut, przy mizernym płomieniu
świecy i z otwartą
książką, odłożoną na bok, której
nie czytał już te kilkadziesiąt minut, a po
prostu rozmyślał uporczywie
nad czymś, czym zdołał się podzielić.
– Sasuke,
dlaczego...
– Dziś jest
rocznica śmierci Itachiego – wtrącił, odpowiadając na
pytanie, którego nie zdążyłam zadać.
Automatycznie
poderwałam się z krzesła i wpadłam na niego, otulając go
ramionami, jak gdybym chroniła go przed kimś lub przed
czymś złym. Tak, jak gdybym za chwilę miała go stracić.
Z każdą następną myślą podświadomie przyciskałam go
do siebie jeszcze bardziej, co sekundę zmieniając położenie rąk
względem jego ciała.
– Nigdy
więcej tak myśl, Sasuke. Nigdy więcej – burknęłam
zła i wściekła, że nie potrafiłam fizycznie wyrwać tych myśli w
jego głowy, trzęsąc się cała, bo nie wiedziałam, co teraz
nastąpi.
– Pójdziesz
tam ze mną? – zapytał. Zrozumiałam dopiero,
dlaczego tak bardzo zależało mu na znalezieniu się
w tym miejscu na przełomie tego okresu w roku i jakie
miejsce sugerował pytaniem. Zrozumiałam, co
robią kwiaty, wstawione do szklanego wazonu i duża,
nieodpakowana, kremowa świeca, stojąca na
parapecie. Kiwnęłam głową w odpowiedzi, stygnąc w tej
pozycji jeszcze na kilka sekund, dopóki nie podniósł
głowy z mojego barku, na którym sam się rozłożył.
Którejś
nocy przyciągnął mnie do siebie. Leżałam pod jego ramieniem i
prawą piersią, zupełnie sztywno i nienaturalnie, jednak za wszelką
cenę nie chciałam sprawiać wrażenia, że jest mi w tej pozycji
niekomfortowo, bo czułam się wręcz przeciwnie – najcudowniej na
świecie. Nieśmiało odwróciłam się w jego stronę, przylegając
czołem do chłopięcej brody, a on umocnił ucisk. Zasnął szybko i
odnotowałam, że jego sen uległ jakiemuś unormowaniu w ciągu
ostatnich kilku miesięcy.
Któregoś
razu po prostu pękłam. Prawdopodobnie sprowokowała mnie do tego
obecność jednej kobiety w barze, w którym jedliśmy obiad i która
posyłała Sasuke długie, zwodnicze spojrzenia, wbijając swoje
szmaragdowe oczy w jego buzię jak w prześliczny obrazek. Problem
polegał na tym, że sama była piękna. Długie, prosto ścięte,
czarne włosy zamaszyście zarzucała na łopatki, kiedy tylko opadły
jej na ramiona, w międzyczasie raz po raz oblizując pełne,
malinowe usta. Wstałam zbyt agresywnie, by Sasuke puścił to
mimochodem. I kiedy na tyłach gospody zapytałam o to, czy w końcu
nadał kształt uczuciu, które rzekomo miał określić w trakcie
tej podróży, odpowiedział spokojnie:
– Nie
jestem osobą, która nie umie nazwać swoich uczuć – po czym
dodał. – Z reguły znam stan łączących mnie z ludźmi relacji
całkiem precyzyjnie.
– A
więc? Jak wyglądają te nasze z twojej perspektywy, Sasuke? –
dopytywałam go z bielejącymi kłykciami na zaciśniętych
pięściach, zbywając zupełnie fakt, że przyznał się zatarcia
przede mną prawdy, które w zaistniałej sytuacji
najwidoczniej okazało się być dla mojej szalejącej
świadomości mniej
istotne.
– Myślę,
że znajdę bardziej odpowiednią porę, by się nimi z tobą
podzielić. Z pewnością nie podczas posiłku i nie na wychodku
dla personelu przydrożnego baru, Sakura.
– Kiedy
zorientowałeś się, że to nie Kakashi przysłał
mnie do ciebie? – wypaliłam z pytaniem, czym zaskoczyłam chyba
też samego Uchihę. Wychodziłam jednak z założenia, że
skoro moje kłamstwo wyszło na jaw już jakiś czas
temu, nie miałam powodu,
by obawiać się jego reakcji na jakąkolwiek wzmiankę – było
mi równie wstyd żyjąc że świadomością, że ma o tym
jakiekolwiek pojęcie i pewnie od czasu do czasu przypomina sobie o
moim występku.
– Od
samego początku, tak jak już mówiłem. Nadal mi nie wierzysz?
– zapytał przekornie.
– No
wiesz, Sasuke – zaczęłam, cmokając pod nosem podczas
składania świeżo upranych ubrań. – Niekiedy potrafisz
obrócić prawdę dla dobra sprawy. Myślałam, że może
chciałeś zachować
twarz czy coś w tym stylu.
Westchnął,
zupełnie nieprzejęty zarzutem.
– Powiedziałem
ci już wtedy, że osobiście poprosiłem go o to, by dla
twojego dobra nie wysłał cię na żadne misje związane ze
mną. Wygląda na to, że
tego nie odnotowałaś.
Ale
stało się to w tym momencie. Zbita z tropu, wybałuszyłam oczy,
powtarzając sobie w głowie słowa, które przed chwilą wydobyły
się z jego ust. Byłam w szoku. Przypomniałam sobie jednak, że nie
słyszę ich pierwszy raz i zorientowałam się, że byłam zbyt
rozbita, by wówczas zrozumieć je prawidłowo i zdumiona,
że ówczesna złość była w
stanie przyćmić mi coś tak istotnego.
– Po…
prosiłeś? – wydukałam nieśmiało, spoglądając spod
opadających mi na
twarz włosów.
– A
on obiecał – dokończył zdawkowo.
– Przecież
potrafię o sobie zadbać –
wyznałam
z zawodem w głosie, którego nie kontrolowałam. Być może
podświadomie liczyłam na uznanie mojej siły, po tym, kiedy kilka
lat wstecz byłam zdana wyłącznie na umiejętności jego czy
Naruto.
– Wiem
– odpowiedział, posyłając mi długie spojrzenie, zwieńczone
delikatnym, uśmiechem, podczas którego przymknął na moment oczy,
jakby pouczał dziecko. – Ale
to nie
ma nic do rzeczy, Sakura.
Wracając z jednego leśnego obchodu miałam
wrażenie, że coś przeoczyłam; że stało
się coś, czego nie zdążyłam odnotować. Po
wejściu do pokoju rzucił mnie na ścianę, przylgnął do mojego
ciała i okolił rękami z obu stron, uniemożliwiając jakiekolwiek
ruchy. Powtarzał moje imię pod nosem, zatapiał twarz w
puklach włosów, muskał skórę
szyi i otulał ją ciepłym oddechem. Nie robiłam kompletnie
nic, zastanawiając się, czemu w zasadzie służy ten zabieg.
Wyglądało to co najmniej na regenerację sił
i uzupełnianie potrzebnej mu
do życia energii. Rozpływałam się i modliłam, by utrzymać
przytomność i nie
stracić z tej chwili nic. A
kiedy zdołałam się ocucić i podnieść drżące ręce,
by ułożyć na jego klatce piersiowej, oderwał
się ode mnie jak tknięty prądem i z
rozleniwionym, choć bystrym
spojrzeniem, odparł jedynie:
– Chodźmy
spać.
Na
skutek przechodzącej wichury, zahaczającej o naszą okolicę,
z sufitu spadła lampa, za której ponowne umieszczenie na swoim
miejscu Sasuke wziął się niezwłocznie po
uspokojeniu. Widząc,
jak siłuje się ze zrobieniem supła, jedną z końcówek nici
trzymając w jedynej ręce, drugą zaciskając w zębach, poderwałam
się z podłogi i wymamrotałam śmiało.
– Pomogę
Ci.
Jednak
moja pewność siebie znikała z każdym krokiem. Odwrócił się
szybko, patrząc na mnie oczyma, w których widniała złość wobec
nieporadności swojego kalectwa. Miałam wrażenie, że i mnie
nienawidzi w tej chwili, bo miałam być przypieczętowaniem jego
braku samodzielności, którego dowód objawił się przed chwilą.
Nie zdążyłam powiedzieć ani słowa więcej – objął mnie
ramieniem w biodrze i podniósł do góry, abym własnoręcznie mogła
zamocować lampę. Czułam jego palce dotykające skóry brzucha, bo
materiał bluzki nie był wystarczająco długi, bo go zakryć oraz
wzrok, błądzący na wysokości moich piersi, obojczyków, szyi i
samej twarzy. Z każdą sekundą coraz gorzej radziłam sobie z
drżeniem dłoni, które skupiały się na drobnej strukturze i
uczuciem gorąca, jakie uderzało mi do głowy. Kiedy postawił mnie
z powrotem na ziemię, poczułam zawroty w głowie, za to na jego
twarzy widziałam już tylko ulgę i spokój.
– Idziemy,
Sakura – rzucił, stając nienaturalnie blisko mnie i
mężczyzny jednej wioski, który
przysiadł się do mnie podczas chwilowej nieobecności
Sasuke. Zagadał całkiem uprzejmie i przyjaźnie, prawdopodobnie
chcąc zaprosić na
obiad, bo wyglądałam
na siedzącą tu samotnie, uroczą panią. Nieznajomy
jednak nie powiedział już ani słowa więcej poza zdawkowym
pożegnaniem się, strwożony twarzą Sasuke,
której nie
widziałam pod tym kątem. Później Uchiha wypytał
mnie o kwestie, które zdążyłam wymienić z nieznajomym, pod
pretekstem, że mógłby
to być ktoś grożący sprawom Wioski i jego
misjom. Ponadto usłyszałam zarzut bycia
nieostrożną i uzyskałam zakaz na podobne
występki, czując,
że w rzeczywistości powód
ku temu może być nieco inny od tych mi wymienionych, ze względu na
wyraźny niepokój Sasuke i nerwowe podrygiwanie podczas
całej tej rozmowy.
Któregoś
razu został dźgnięty
kunaiem, który padł spośród gąszczy niedaleko granic Kraju Wody
z ręki kogoś, kto błyskawicznie zbiegł z miejsca zdarzenia. Wraz
z oglądaniem jego rany zaczęły się próby odtrącenia wszelkiej
pomocy – naturalnie chciał
zignorować wyrządzoną mu szkodę i nie dawał po sobie poznać, że
w jakikolwiek sposób mu wadzi.
– To
bez sensu, Sakura. W ogóle nie boli, a w
dodatku zagoi
się szybko.
Musiałabym
użyć wielu słów, by przekonać go,
że w przypadku tak małej usterki i dla mnie stanowi to nieduży
wysiłek i niski koszt zużycia chakry. W końcu uległ –
niechętnie, ale poddańczo nie odpowiedział nic na moją, błagalną
prośbę.
Przed
oczami wyrosła mi scena, w której tak samo pochylona nad nim
słuchałam, jak wypowiadał imię Karin, kiedy pomagałam
mu leczniczym strumieniem dwa miesiące temu. Ale tym razem nie
było jej nigdzie w pobliżu – byłam
tylko ja i on, otoczeni przez rzędy drzew, pomiędzy
którymi roznosił się dźwięczny świergot skowronków. Zsunęłam
koszulę z jego prawego ramienia, odsłaniając zarysowane mięśnie
ramienia z nacięciem, jakie pozostawiło ostrze
broni. Jego zmęczone oczy, patrzyły raz przed siebie, raz
na moje palce, które nieśmiało kurczyły się przy
każdym zetknięciu z jego bladą skórą. Kiedy zwieńczałam
pracę, zmrużonymi oczyma ogarnął
moją twarz i zawiesił na niej zamyślony wzrok. Udawałam, że tego
nie widzę, wsuwając czarny, jedwabny materiał na swoje
miejsce. Podziękował mi ze wzrokiem tępo utkwionym w kępki
trawy, resztę dnia sprawiając wrażenie dziwnie nieobecnego.
Tej
jednej nocy nie leżeliśmy długo. Po prostu zerwał się i zawisł
nade mną, przytrzymał kilkusekundowe spojrzenie i opadł w dół.
Przylgnął
do mnie ciałem i przywarł ustami, jak gdyby za nic nie mógł się
oderwać, składając setki pocałunków, które szybko mu oddawałam,
by nie pozostać dłużną. Nigdy nie przypuszczałam, że ktokolwiek
w swoim działaniu mógłby być tak delikatny i łapczywy zarazem.
Pieczętowaliśmy śladami swoje ciała, by naznaczyć, do kogo
przynależą. Miałam wrażenie, że nigdy nie widziałam go bardziej
usatysfakcjonowanego niż wtedy, kiedy byłam całkowicie bezbronna,
poddana jego woli i łaknąca więcej tego, co zawsze tylko on mógł
mi dać. Uśmiechał się całkowicie – wręcz nienaturalnie, a ja
nie krępowałam się niczego, bo już nigdy więcej miałam nie czuć
przed nim oporów i obezwładniającego wstydu. Jego rumiana buzia,
momentami pewna siebie, a czasem onieśmielona atutami kobiecego
ciała, potargane włosy i poczerwieniałe wargi były wszystkim, na
czym skupiałam myśli. Jego ręce były wszędzie; czułam je
jeszcze następnego poranka, kiedy obudziłam się zupełnie naga u
jego boku i wtulona w ciepły tors.
Kiedy obudził się wyjątkowo po mnie, spojrzałam na niego, nie
kryjąc beztroskiej radości. Mimo wszystko mój wyraz twarzy musiał
być w jakimś procencie pytający, bo odezwał się sam,
odpowiadając jakby na moje nieme pytanie. Prawdopodobnie wszystko
miałam zanadto dobrze wyrysowane na twarzy, a on wyuczył się mojej
mimiki albo też znał ją dobrze na pamięć. Sama już nie
wiedziałam.
– Uznaj
to za odpowiedź na wszystkie twoje pytanie, którym ostatnio mnie
traktujesz. I przestań ciągle martwić się na zapas,
Sakura. Przecież nie masz czym.
MAAAM
TO. XD Jeny, od godziny strasznie chce mi się spać, bo siedziałam
przy grzejniczku i nagrzałam się przy nim tak, że cholernie mnie
zmuliło, przez co mam wrażenie, że to sprawdzenie i dopisane
scenki nie są w stu procentach rzetelne, mimo że niektóre z nich
znam już na pamięć. Wiecie, przeczekałam dzień i czuję się
lepiej – w końcu czuję, że naprawdę wyczerpałam wszystko. No,
może nie tak do końca wszystko, ale dodałam wszystkie ważniejsze
elementy, nawiązujące do fabuły bloga. Inne wszelkie słodkie
scenki w sumie chciałabym zachować jeszcze na inne opowiadanka czy
blogi, a nie wyprztykać na jeden epilog. XD Tym bardziej, że jest
dłuższy niż którykolwiek z rozdziałów, no serio, nie wypada mi
zwyczajnie już dokładać mu słów. XDDD Ale to tylko potwierdza,
jak przyjemnie mi się go pisało. Chyba nie było tu
momentu, który chciałam pominąć lub przyspieszyć i naprawdę
zadowala mnie to, co tu zawarłam, że aż sama się sobie dziwię.
Żeby
nie było tak dramatycznie, bo nie lubię wszelkiego rodzaju
pożegnań, przypomniało mi się coś dość istotnego, na co
zszedłby się pewnie jeden rozdział, więc może wleci tu coś
kiedyś w formie jednopartówki, co wkleję jako nieistniejący teraz
rozdział X. Poczekałabym z tym, jednak borykam się z dopracowaniem
tego pomysłu już od kilku miesięcy i myślę, że zajęłoby mi
jeszcze spory kawałek czasu, a epilog by mi tak zalegał, więc wolę
wrzucić go teraz, a tamto bardziej bonusowo – tym bardziej, że w
takiej formie to właśnie będzie.
Przechodząc
do rzeczy – dziękuję. I przepraszam, że każdy rozdział był
oczekiwaniem rzędu kilku miesięcy, bo wiem, jakie to potrafi być
denerwujące, kiedy ktoś czeka na ciąg dalszy. Ale przede wszystkim
dziękuję – za cierpliwość, za zainteresowanie, za tylu
obserwatorów, bo nigdy nie sądziłam, że ten blog uzyska ich aż
tylu i za wszystkich czytelników. Dziękuję za komentowanie i
dzielenie się opinią, która niekiedy jest jedynym popychadłem dla autora. Dziękuję wam cholernie
mocno. Dziękuję nawet tym, którzy tu byli, nie pozostawiając
śladu. I KNOW YOU’RE THERE.
Adijshfejdkc,
sama w to nie wierzę. XD Zawsze się cieszyłam, bo – co będę
powtarzać ciągle – czułam jakieś dziwne opory podczas pisania
tego bloga – teraz naturalnie mi smutno. Ale dzięki temu wiem, co
pisać, jak pisać i takie tam. Nauczyłam się wiele, co w sumie
jest oczywiste. Poza tym będę musiała popracować trochę nad
poprzednimi rozdziałami i nieco je poprawić, to tak btw, więc no.
Wesołych Mikołajek, moi drodzy! Mam nadzieję, że tym powyżej wynagrodziłam wam wszystkie bucowate zagrywki Sasuke i słodkości stało się zadość. Sama wpierdzielam teraz czekoladowe lizaki, ale nie z wizerunkiem Mikołaja, a ze strachem na wróble, bo te z Halloweenowej serii są teraz na przecenie. XDDD
Wesołych Mikołajek, moi drodzy! Mam nadzieję, że tym powyżej wynagrodziłam wam wszystkie bucowate zagrywki Sasuke i słodkości stało się zadość. Sama wpierdzielam teraz czekoladowe lizaki, ale nie z wizerunkiem Mikołaja, a ze strachem na wróble, bo te z Halloweenowej serii są teraz na przecenie. XDDD
<3333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333