6 grudnia 2017

Epilog: Niezmienna

I feel like a part of my soul has loved you since the beginning of everything.

Maybe we’re from the same star
theme

Dotarłam. W wyznaczone przez niego miejsce, którego sceneria wyglądała mi na swego rodzaju rekompensatę tego, że kiedyś musiałam oglądać jego plecy, idące w przeciwnym kierunku. Czekał na mnie oparty o magnoliowe drzewko na tle zachodzącego słońca. Dołączyłam do niego, w końcu, po latach proszenia, by zabrał mnie ze sobą.
Byłam z nim. Nieodłącznie. Całe dwadzieścia cztery godziny na dobę i dokładnie tyle samo każdego następnego dnia.
Początkowo snułam tezy i wnioskowałam, na czym opiera się nasza relacja oraz polega cała ta podróż. Pełniłam funkcję kompanki, jak i pomocniczki, prywatnie będąc też obserwatorką. Stałam z boku, przyglądając się jego poczynaniom. Wyciszałam się przy nim i napawałam spokojem, jakiego brakowało mi przez poprzednie lata. Pierwszy raz doświadczałam stanu, w którym moje potrzeby zaspokajała sama jego obecność i zauważyłam, że nigdy wcześniej nie odczuwałam podobnie kojącej ulgi.
Zaczęłam dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie mogłam. Widziałam, kiedy nie może spać i słyszałam, jak często przebudzał się w środku nocy. Widziałam blizny na jego ciele, pozostawione przez wszelkie walki stoczone w przeszłości. Widziałam sytuacje nieporadności, w których brak jednej ręki przysparzał mu kłopotów. Widziałam, jak się złości, obraża, zamyśla i jak śmieje. Zauważałam nawet dystans między nami i to, jak powoli zaczynał się zmniejszać. Widziałam jego słabości, bariery, granice i wszystkie rzeczy, których nie było mi dane widzieć wcześniej, nie będąc z nim bez przerwy i sam na sam.
Bywaliśmy w przeróżnych miejscach. Odkrywaliśmy nowe i odwiedzaliśmy te, w których kiedyś już był. Tam, gdzie szeptano między sobą na nasz widok albo w ogóle nie rozpoznawano naszego wizerunku. Wbrew pozorom i temu co mówił, znajdowały się takie miejsca, gdzie witany był nadzwyczaj mile i ciepło. Wydawało się, jakby obawy Uchihy co do ludzi i ich opinii na jego temat były całkiem bezpodstawne.
Gospodynie również wykazywały się odmiennym zachowaniem. Jedne pozostały zupełnie subtelne względem naszej prywatności, inne usilnie starały się wciskać nam wspólny pokój z dwuosobowym łóżkiem. Trafiło się też kilka kobiet, które śmiało oferowało swoje zauroczone córki czy wnuczki na wydanie Sasuke. On jednak odpowiadał im tylko serdecznym śmiechem i szeptał im coś, czego nigdy nie udało mi się wyłapać. Kiedy dopytywałam, powtarzał, że nie mogę tego wiedzieć.
Czasami przelotnie muskał moje przedramię, gdy przechodził obok, z każdym kolejnym razem odnosząc wrażenie, że dzieje się to coraz mniej przypadkowo. Stawał za mną, stwierdzając na głos, jak bardzo urosły mi włosy. Ogarnęły mnie dreszcze, kiedy zamiast tego wyczułam, jak przeczesuje ich pasma palcami i ogląda je przez kilka sekund, ten jeden raz odchodząc bez słowa.
Któregoś razu, dla zwrócenia na siebie mojej uwagi, trącił mnie delikatnie, wciskając palce między moje łopatki, a kiedy odwróciłam się, stuknął opuszkami w czoło. Po tym akcie wskazał dłonią nasz kierunek.
– W tę stronę, Sakura.

Którejś wiosny przyniosłam do domu świeżą gałązkę zerwanej wiśni i położyłam ją na stole. Dopiero wieczorem zorientowałam się, że zanim sama się nią zajęłam, stała wstawiona do flakonu z wodą.
W lato, gdy spaliśmy pod gołym niebem, zawsze czekał aż zasnę pierwsza. W jego czarnych tęczówkach płomień ogniska odbijał się aż zanadto dobrze – nie sposób było przeoczyć, kiedy pozostawały otwarte, nawet jeśli nie widziałam większości jego sylwetki i samej twarzy. Nie wiedziałam jednak, czy to spostrzegawczość czy złudne nadzieje dawały mi wrażenie, że poza wpatrywaniem się w połacie rozciągającego się przed nim lasu, czasami zawieszał swój skupiony wzrok na mnie.
Któregoś wieczora zupełnie przypadkowo zasnęłam pod drzewem gruszy, zanim Sasuke wrócił z kolacją. Obudził mnie dotyk jego ciepłej skóry, a potem piżmowy zapach peleryny, którą mnie okrył. Sam siedział zupełnie obok, jak gdyby sprawował nade mną pieczę.
Znaleźliśmy się także niedaleko kryjówki do której trafiłam, szukając Sasuke w dniu ucieczki z Wioski i ze względu na okoliczność, zdecydowaliśmy się spędzić w niej jedną noc. W środku panował względny porządek, bo wszystkie rzeczy leżały na swoim miejscu w stanie, w jakim je pozostawiliśmy – poza jedną.
– Będziemy musieli obejść się dzisiaj bez kolacji – ignorując moją pełną frustracji minę, z premedytacją podszedł do połamanego przeze mnie wówczas stołu i obejrzał go, a potem minął z szelmowskim uśmiechem na twarzy.

– Pamiętam, że kiedy pojawiłam się w kryjówce, ktoś szybko mnie przechwycił – zaczęłam cicho, aby nie wystraszyć Sasuke nagłym odzewem, ale wyczuwałam, że on także nie śpi, mimo że nasze łóżka dzieliło od siebie kilka metrów. W przypadkach bezsenności, spowodowanych nieprzyzwyczajeniem do obecności Uchihy, wspomnienia różnych scen z przeszłości często przelatywały mi się w postaci krótkich obrazów. Przerwałam na moment, by dać mu chwilę na przetworzenie informacji, wolno oblizując zeschnięte usta. – Dopadł, unieruchomił, a potem szybko straciłam przytomność. Nic więcej z tego nie pamiętam – wyznałam, wpatrując się w sufit.
– To byłem ja – wyparował bez wahania. Jego głos, niski i ożywiony, wskazywał na to, że w ogóle nie był bliski snu. – Musiałem sprawić pozory obezwładnienia cię, by bez problemu przemycić do kryjówki. W innym wypadku prawdopodobnie trafiłabyś w ich ręce.
– To było genjutsu?
– Tak.
– Nie zauważyłam nawet twoich oczu. Musiałeś osiągnąć kolejny poziom, Sasuke. Stałeś się szybszy niż kiedykolwiek – wyliczyłam i odczekałam chwilę, czekając na jego reakcję, po czym dopowiedziałam dla czystej formalności, beztroskim tonem. – To forma komplementu.
Zaśmiał się gardłowo, wyraźnie rozbawiony moim dopowiedzeniem. Czułam, jak rośnie mi serce, kiedy jego śmiech melodyjnie rozbrzmiewał w moich uszach, a potem i moje kąciki ust automatycznie same poderwały się ku górze.
– Śpij dobrze, Sakura.

Kiedyś, gdy porządkowałam ekwipunek i zioła, które miałam wykorzystać do lekarstw, przyszedł z bukietem polnych kwiatów. Widziałam, jak uprzednio wepchnęły mu je w dłoń dzieci, które zrywały je z rozległej łąki, a potem odnotowały naszą obecność i to, że prawdopodobnie jesteśmy tu razem. Nieco speszony wyciągnął dłoń z otrzymanym pękiem w moją stronę, wyznając nieśmiało.
– To nie róże, ale myślę, że też się nadają.

Któregoś zimowego wieczora trafiliśmy do starej, opuszczonej chaty. W środku nie było śladu po tym, by ktoś mieszkał tu w przeciągu ostatniej dekady. Wszystko było surowe – zupełnie jak za tamtych czasów. W ciągu godziny uporaliśmy się z pajęczynami i kurzem, robiąc miejsce na spanie, przyrządzenie jedzenia i niewielki kąt przed kominkiem, by mieć nieco przestrzeni. Sasuke przywołał do porządku nawet zagraconą rupieciami łazienkę, dzięki czemu osiedliliśmy w tym miejscu na całą zimę. Byłam zaskoczona efektem końcowym, który był naprawdę zadowalający. Jednak Uchiha wydał swoją opinię na temat wystroju – wystarczająco wymowną.
– Nie tak przytulnie jak w twoim mieszkaniu, ale musi nam to wystarczyć.

– Jesteś taka ciepła – powiedział grudniowego wieczoru, ledwie przekraczając próg z upolowaną zwierzyną w dłoni. Podszedł blisko i przylgnął zmarzniętymi ustami do mojego czoła, jak gdyby niemo całował skórę. Ciepła para, dobiegająca z jego zeschniętych ust, rozbijała się o moją twarz. Musiał kompletnie przemarznąć, bo resztę wieczora spędził przed kominkiem, opatulony dodatkowo w ciepły koc i czytając książkę, a potem zasnął, zastygając w tej pozie nieruszony.

Któregoś razu wrócił wściekły. Załatwiał wtedy jedną sprawę w pobliskiej Wiosce, o której nie powiedział mi nic więcej. Oczy miał zeszklone i nieobecne, a na moje pytanie w trosce o to, czy stało się coś poważnego, machnął ręką i przeszedł do drugiego pomieszczenia. Wrócił po godzinie, nie wspominając o tym ani słowem. Po prostu zasiadł naprzeciwko i wymamrotał:
– Opowiedz mi coś, Sakura.
Zatem opowiedziałam mu – historie z przeszłości, które miały miejsce, gdy nie było go w Wiosce. Zaczęłam od powrotu Naruto z podróży z Jirayą, o podróży do Piasku, a potem temat przypadkowo skupił się na jego bracie, Itachim, kiedy odwiedził Konohę wraz z innym członkiem Akatsuki. Ciągnęłam dalej, docierając do ataku Paina na Liść, śmierć Jirayi i samego Naruto po tym zdarzeniu – tym, w jak fatalnym stanie się wtedy znajdował. Sasuke wyraźnie pochmurniał, po czym wstał mówiąc, na dziś wystarczy. Miałam wrażenie, że przesadziłam, sprowadzając rozmowę na tak posępne tematy, jednak chwilę później wrócił ze zwykłym Dziękuję, Sakura, wypowiedzianym z progu, w towarzystwie wnikliwego, głębokiego spojrzenia i delikatnego uśmiechu.

Którejś wyjątkowo surowej i mroźnej nocy, kiedy temperatura spadła chyba do minus dwudziestu, dochodziła druga i najwidoczniej ani ja, ani też on nie mogliśmy zasnąć, usłyszałam zwykłe:
– Przyjdź do mnie, Sakura.
Nie było to jednak nic spektakularnego. Przywlokłam swoją pościel i ułożyłam tuż obok, tłumiąc targające mną emocje, delektując jego ciepłem i samą obecnością. On trwał w tej samej, jednej pozycji, leżąc na plecach, wpatrując w sufit i milcząc. Po tej nocy byłam kompletnie niewyspana, a on wprost przeciwnie – zasnął wyjątkowo szybko.
To był pierwszy raz, kiedy spaliśmy razem. I odtąd, może ze względu na porę roku i warunki pogodowe, jakie zmuszały nas do wzajemnego dzielenia się ciepłem, spaliśmy tak już za każdym razem. Do tej pory pamiętam, kiedy po dwóch dniach zasnął zwrócony do mnie twarzą, a po kilkunastu przez sen otulił mnie ramieniem, kiedy dygotałam – i z zimna i z nadmiaru emocji, które nadal wzbudzało we mnie zasypianie u jego boku tak blisko.

Raz całkiem przypadkowo zatrzymaliśmy się w jednej, przydrożnej knajpce na kilka godzin. Wtedy też nieprzemyślenie, po pijaku, zupełnie cicho i niewyraźnie, przez co dziwiłam się, że w ogóle zrozumiał ten bełkot, wypowiedziany wprost do jego koszuli, w którą wciskałam swoją twarz; ale też zupełnie bez oporów, wyznałam mu miłość.
– Myślałem, że ze względu na twoją wrodzoną upartość już nigdy tego z siebie nie wykrzeszesz, Sakura – odparł tylko, kładąc mnie do łóżka, gdyż ze względu na mój ówczesny stan, zdecydował się wykupić nocleg w tym samym lokalu. Kiedy się obudziłam, Uchiha siedział wyprostowany na drugim skraju mebla patrząc na mnie, jak gdyby obserwował mnie już dłuższy czas, a potem spytał o moje samopoczucie. Przy śniadaniu upomniał mnie o tym, co deklarowałam jeszcze poprzedniego wieczoru, doprowadzając mnie tym do białej gorączki i niemożności spojrzenia mu w oczy przez kilka kolejnych dni.
– Pamiętasz, jak zarzekałaś się wczoraj, że z pewnością kochasz mnie dłużej niż Ino, bo urodziłaś się całe pół roku wcześniej i tym samym zawsze miałaś do mnie większe prawa?
On z kolei uśmiechał się z tego wyraźnego powodu przez cały poranek i mimo że działo się to moim kosztem, czułam się dziwnie usatysfakcjonowana.

Podczas jednego z wiosennych festiwali, na który trafiliśmy do małej wioski w Kraju Wody, przeciskając się w tłumie ludzi podświadomie chwycił mnie za nadgarstek, by nie zgubić w tłumie. Przedarliśmy się na drewniany pomost, skąd oglądaliśmy fajerwerki, a w trakcie pozwolił mi oprzeć głowę o jego pierś, nie mówiąc ani słowa. Potem wspólnie posłaliśmy do nieba papierowy lampion, a ja w tamtej chwili wyjątkowo dosadnie czułam, że nie brak mi niczego. Tym bardziej, kiedy niespodziewanie nachylił się i wyszeptał mi do ucha, że jest mi wdzięczny, bo odkąd stracił rodzinę, nigdy nie celebrował tego corocznego święta w tak szczególny i pamiętliwy sposób.

– Nie tęsknisz za domem? – zapytał raz nagle, zagadując mnie podczas obiadu. Wystraszyłam się, że to jakaś forma sugestii lub delikatne wprowadzenie do rozmowy na temat dalszego ciągu podróży, którą zaplanował przebyć sam. Jednak kiedy zaprzeczyłam, skinął głową i przeżuwał dalej, wydając się zupełnie nieinteresowany rozgrzebywaniem tematu.
– To dobrze – odparł jedynie, a ja poczułam dziwną ulgę.

Leżąc wygodnie na leśnej trawie i leniwie obserwując sklepienie w barwach zachodzącego słońca, podczas gdy Sasuke kontrolował ekwipunek, wykrztusiłam z siebie pytanie, bo ciekawiła mnie odpowiedz, jaką mogę usłyszeć. Zbierałam się do tego już jakiś czas, jednak nie potrafiłam zebrać na odwagę, więc po prostu wyrzuciłam je z siebie jednym tchem, żałując tego sekundę później i modląc, by go nie dosłyszał.
– Dlaczego ludzie się zakochują? Widzisz w tym w ogóle jakiś sens, Sasuke?
Miałam wrażenie, że zirytowałam go w tym jakiś sposób. Jego ton stał niższy i przybrał barwę nieco karcącego.
– Próbujesz rozłożyć na części pierwsze coś, doskonale zdając sobie sprawę, że są rzeczy, które nie podlegają żadnym zasadom logiki? Dlaczego wkładasz takie pojęcia między jakieś książkowe definicje, stworzone przez ludzi, kiedy uczucia są poza ich kontrolą?
Gorączkowo przełknęłam ślinę i podniosłam się, opierając ostrożnie o chuderlawy pień brzozy. Otworzyłam usta, by wydusić coś z siebie, jednak on dokończył myśl.
– Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, ale z pewnością ma to jakiś sens. Nic nie dzieje się z zupełnego przypadku.

– Nie myślałaś nigdy, że nie zasługuję na to wszystko, co teraz mam, Sakura?
Siedział na podłodze kilkadziesiąt minut, przy mizernym płomieniu świecy i z otwartą książką, odłożoną na bok, której nie czytał już te kilkadziesiąt minut, a po prostu rozmyślał uporczywie nad czymś, czym zdołał się podzielić.
– Sasuke, dlaczego...
– Dziś jest rocznica śmierci Itachiego – wtrącił, odpowiadając na pytanie, którego nie zdążyłam zadać.
Automatycznie poderwałam się z krzesła i wpadłam na niego, otulając go ramionami, jak gdybym chroniła go przed kimś lub przed czymś złym. Tak, jak gdybym za chwilę miała go stracić. Z każdą następną myślą podświadomie przyciskałam go do siebie jeszcze bardziej, co sekundę zmieniając położenie rąk względem jego ciała.
– Nigdy więcej tak myśl, Sasuke. Nigdy więcej – burknęłam zła i wściekła, że nie potrafiłam fizycznie wyrwać tych myśli w jego głowy, trzęsąc się cała, bo nie wiedziałam, co teraz nastąpi.
– Pójdziesz tam ze mną? – zapytał. Zrozumiałam dopiero, dlaczego tak bardzo zależało mu na znalezieniu się w tym miejscu na przełomie tego okresu w roku i jakie miejsce sugerował pytaniem. Zrozumiałam, co robią kwiaty, wstawione do szklanego wazonu i duża, nieodpakowana, kremowa świeca, stojąca na parapecie. Kiwnęłam głową w odpowiedzi, stygnąc w tej pozycji jeszcze na kilka sekund, dopóki nie podniósł głowy z mojego barku, na którym sam się rozłożył.

Którejś nocy przyciągnął mnie do siebie. Leżałam pod jego ramieniem i prawą piersią, zupełnie sztywno i nienaturalnie, jednak za wszelką cenę nie chciałam sprawiać wrażenia, że jest mi w tej pozycji niekomfortowo, bo czułam się wręcz przeciwnie – najcudowniej na świecie. Nieśmiało odwróciłam się w jego stronę, przylegając czołem do chłopięcej brody, a on umocnił ucisk. Zasnął szybko i odnotowałam, że jego sen uległ jakiemuś unormowaniu w ciągu ostatnich kilku miesięcy.

Któregoś razu po prostu pękłam. Prawdopodobnie sprowokowała mnie do tego obecność jednej kobiety w barze, w którym jedliśmy obiad i która posyłała Sasuke długie, zwodnicze spojrzenia, wbijając swoje szmaragdowe oczy w jego buzię jak w prześliczny obrazek. Problem polegał na tym, że sama była piękna. Długie, prosto ścięte, czarne włosy zamaszyście zarzucała na łopatki, kiedy tylko opadły jej na ramiona, w międzyczasie raz po raz oblizując pełne, malinowe usta. Wstałam zbyt agresywnie, by Sasuke puścił to mimochodem. I kiedy na tyłach gospody zapytałam o to, czy w końcu nadał kształt uczuciu, które rzekomo miał określić w trakcie tej podróży, odpowiedział spokojnie:
– Nie jestem osobą, która nie umie nazwać swoich uczuć – po czym dodał. – Z reguły znam stan łączących mnie z ludźmi relacji całkiem precyzyjnie.
– A więc? Jak wyglądają te nasze z twojej perspektywy, Sasuke? – dopytywałam go z bielejącymi kłykciami na zaciśniętych pięściach, zbywając zupełnie fakt, że przyznał się zatarcia przede mną prawdy, które w zaistniałej sytuacji najwidoczniej okazało się być dla mojej szalejącej świadomości mniej istotne.
– Myślę, że znajdę bardziej odpowiednią porę, by się nimi z tobą podzielić. Z pewnością nie podczas posiłku i nie na wychodku dla personelu przydrożnego baru, Sakura.

– Kiedy zorientowałeś się, że to nie Kakashi przysłał mnie do ciebie? – wypaliłam z pytaniem, czym zaskoczyłam chyba też samego Uchihę. Wychodziłam jednak z założenia, że skoro moje kłamstwo wyszło na jaw już jakiś czas temu, nie miałam powodu, by obawiać się jego reakcji na jakąkolwiek wzmiankę – było mi równie wstyd żyjąc że świadomością, że ma o tym jakiekolwiek pojęcie i pewnie od czasu do czasu przypomina sobie o moim występku.
– Od samego początku, tak jak już mówiłem. Nadal mi nie wierzysz? – zapytał przekornie.
– No wiesz, Sasuke – zaczęłam, cmokając pod nosem podczas składania świeżo upranych ubrań. – Niekiedy potrafisz obrócić prawdę dla dobra sprawy. Myślałam, że może chciałeś zachować twarz czy coś w tym stylu.
Westchnął, zupełnie nieprzejęty zarzutem.
– Powiedziałem ci już wtedy, że osobiście poprosiłem go o to, by dla twojego dobra nie wysłał cię na żadne misje związane ze mną. Wygląda na to, że tego nie odnotowałaś.
Ale stało się to w tym momencie. Zbita z tropu, wybałuszyłam oczy, powtarzając sobie w głowie słowa, które przed chwilą wydobyły się z jego ust. Byłam w szoku. Przypomniałam sobie jednak, że nie słyszę ich pierwszy raz i zorientowałam się, że byłam zbyt rozbita, by wówczas zrozumieć je prawidłowo i zdumiona, że ówczesna złość była w stanie przyćmić mi coś tak istotnego.
– Po… prosiłeś? – wydukałam nieśmiało, spoglądając spod opadających mi na twarz włosów.
– A on obiecał – dokończył zdawkowo.
– Przecież potrafię o sobie zadbać – wyznałam z zawodem w głosie, którego nie kontrolowałam. Być może podświadomie liczyłam na uznanie mojej siły, po tym, kiedy kilka lat wstecz byłam zdana wyłącznie na umiejętności jego czy Naruto.
– Wiem – odpowiedział, posyłając mi długie spojrzenie, zwieńczone delikatnym, uśmiechem, podczas którego przymknął na moment oczy, jakby pouczał dziecko. – Ale to nie ma nic do rzeczy, Sakura.

Wracając z jednego leśnego obchodu miałam wrażenie, że coś przeoczyłam; że stało się coś, czego nie zdążyłam odnotować. Po wejściu do pokoju rzucił mnie na ścianę, przylgnął do mojego ciała i okolił rękami z obu stron, uniemożliwiając jakiekolwiek ruchy. Powtarzał moje imię pod nosem, zatapiał twarz w puklach włosów, muskał skórę szyi i otulał ją ciepłym oddechem. Nie robiłam kompletnie nic, zastanawiając się, czemu w zasadzie służy ten zabieg. Wyglądało to co najmniej na regenerację sił i uzupełnianie potrzebnej mu do życia energii. Rozpływałam się i modliłam, by utrzymać przytomność i nie stracić z tej chwili nic. A kiedy zdołałam się ocucić i podnieść drżące ręce, by ułożyć na jego klatce piersiowej, oderwał się ode mnie jak tknięty prądem i z rozleniwionym, choć bystrym spojrzeniem, odparł jedynie:
– Chodźmy spać.

Na skutek przechodzącej wichury, zahaczającej o naszą okolicę, z sufitu spadła lampa, za której ponowne umieszczenie na swoim miejscu Sasuke wziął się niezwłocznie po uspokojeniu. Widząc, jak siłuje się ze zrobieniem supła, jedną z końcówek nici trzymając w jedynej ręce, drugą zaciskając w zębach, poderwałam się z podłogi i wymamrotałam śmiało.
– Pomogę Ci.
Jednak moja pewność siebie znikała z każdym krokiem. Odwrócił się szybko, patrząc na mnie oczyma, w których widniała złość wobec nieporadności swojego kalectwa. Miałam wrażenie, że i mnie nienawidzi w tej chwili, bo miałam być przypieczętowaniem jego braku samodzielności, którego dowód objawił się przed chwilą. Nie zdążyłam powiedzieć ani słowa więcej – objął mnie ramieniem w biodrze i podniósł do góry, abym własnoręcznie mogła zamocować lampę. Czułam jego palce dotykające skóry brzucha, bo materiał bluzki nie był wystarczająco długi, bo go zakryć oraz wzrok, błądzący na wysokości moich piersi, obojczyków, szyi i samej twarzy. Z każdą sekundą coraz gorzej radziłam sobie z drżeniem dłoni, które skupiały się na drobnej strukturze i uczuciem gorąca, jakie uderzało mi do głowy. Kiedy postawił mnie z powrotem na ziemię, poczułam zawroty w głowie, za to na jego twarzy widziałam już tylko ulgę i spokój.

– Idziemy, Sakura – rzucił, stając nienaturalnie blisko mnie i mężczyzny jednej wioski, który przysiadł się do mnie podczas chwilowej nieobecności Sasuke. Zagadał całkiem uprzejmie i przyjaźnie, prawdopodobnie chcąc zaprosić na obiad, bo wyglądałam na siedzącą tu samotnie, uroczą panią. Nieznajomy jednak nie powiedział już ani słowa więcej poza zdawkowym pożegnaniem się, strwożony twarzą Sasuke, której nie widziałam pod tym kątem. Później Uchiha wypytał mnie o kwestie, które zdążyłam wymienić z nieznajomym, pod pretekstem, że mógłby to być ktoś grożący sprawom Wioski i jego misjom. Ponadto usłyszałam zarzut bycia nieostrożną i uzyskałam zakaz na podobne występki, czując, że w rzeczywistości powód ku temu może być nieco inny od tych mi wymienionych, ze względu na wyraźny niepokój Sasuke i nerwowe podrygiwanie podczas całej tej rozmowy.

Któregoś razu został dźgnięty kunaiem, który padł spośród gąszczy niedaleko granic Kraju Wody z ręki kogoś, kto błyskawicznie zbiegł z miejsca zdarzenia. Wraz z oglądaniem jego rany zaczęły się próby odtrącenia wszelkiej pomocy – naturalnie chciał zignorować wyrządzoną mu szkodę i nie dawał po sobie poznać, że w jakikolwiek sposób mu wadzi.
– To bez sensu, Sakura. W ogóle nie boli, a w dodatku zagoi się szybko.
Musiałabym użyć wielu słów, by przekonać go, że w przypadku tak małej usterki i dla mnie stanowi to nieduży wysiłek i niski koszt zużycia chakry. W końcu uległ – niechętnie, ale poddańczo nie odpowiedział nic na moją, błagalną prośbę.
Przed oczami wyrosła mi scena, w której tak samo pochylona nad nim słuchałam, jak wypowiadał imię Karin, kiedy pomagałam mu leczniczym strumieniem dwa miesiące temu. Ale tym razem nie było jej nigdzie w pobliżu – byłam tylko ja i on, otoczeni przez rzędy drzew, pomiędzy którymi roznosił się dźwięczny świergot skowronków. Zsunęłam koszulę z jego prawego ramienia, odsłaniając zarysowane mięśnie ramienia z nacięciem, jakie pozostawiło ostrze broni. Jego zmęczone oczy, patrzyły raz przed siebie, raz na moje palce, które nieśmiało kurczyły się przy każdym zetknięciu z jego bladą skórą. Kiedy zwieńczałam pracę, zmrużonymi oczyma ogarnął moją twarz i zawiesił na niej zamyślony wzrok. Udawałam, że tego nie widzę, wsuwając czarny, jedwabny materiał na swoje miejsce. Podziękował mi ze wzrokiem tępo utkwionym w kępki trawy, resztę dnia sprawiając wrażenie dziwnie nieobecnego.

Tej jednej nocy nie leżeliśmy długo. Po prostu zerwał się i zawisł nade mną, przytrzymał kilkusekundowe spojrzenie i opadł w dół.
Przylgnął do mnie ciałem i przywarł ustami, jak gdyby za nic nie mógł się oderwać, składając setki pocałunków, które szybko mu oddawałam, by nie pozostać dłużną. Nigdy nie przypuszczałam, że ktokolwiek w swoim działaniu mógłby być tak delikatny i łapczywy zarazem. Pieczętowaliśmy śladami swoje ciała, by naznaczyć, do kogo przynależą. Miałam wrażenie, że nigdy nie widziałam go bardziej usatysfakcjonowanego niż wtedy, kiedy byłam całkowicie bezbronna, poddana jego woli i łaknąca więcej tego, co zawsze tylko on mógł mi dać. Uśmiechał się całkowicie – wręcz nienaturalnie, a ja nie krępowałam się niczego, bo już nigdy więcej miałam nie czuć przed nim oporów i obezwładniającego wstydu. Jego rumiana buzia, momentami pewna siebie, a czasem onieśmielona atutami kobiecego ciała, potargane włosy i poczerwieniałe wargi były wszystkim, na czym skupiałam myśli. Jego ręce były wszędzie; czułam je jeszcze następnego poranka, kiedy obudziłam się zupełnie naga u jego boku i wtulona w ciepły tors.
Kiedy obudził się wyjątkowo po mnie, spojrzałam na niego, nie kryjąc beztroskiej radości. Mimo wszystko mój wyraz twarzy musiał być w jakimś procencie pytający, bo odezwał się sam, odpowiadając jakby na moje nieme pytanie. Prawdopodobnie wszystko miałam zanadto dobrze wyrysowane na twarzy, a on wyuczył się mojej mimiki albo też znał ją dobrze na pamięć. Sama już nie wiedziałam.
– Uznaj to za odpowiedź na wszystkie twoje pytanie, którym ostatnio mnie traktujesz. I przestań ciągle martwić się na zapas, Sakura. Przecież nie masz czym.


MAAAM TO. XD Jeny, od godziny strasznie chce mi się spać, bo siedziałam przy grzejniczku i nagrzałam się przy nim tak, że cholernie mnie zmuliło, przez co mam wrażenie, że to sprawdzenie i dopisane scenki nie są w stu procentach rzetelne, mimo że niektóre z nich znam już na pamięć. Wiecie, przeczekałam dzień i czuję się lepiej – w końcu czuję, że naprawdę wyczerpałam wszystko. No, może nie tak do końca wszystko, ale dodałam wszystkie ważniejsze elementy, nawiązujące do fabuły bloga. Inne wszelkie słodkie scenki w sumie chciałabym zachować jeszcze na inne opowiadanka czy blogi, a nie wyprztykać na jeden epilog. XD Tym bardziej, że jest dłuższy niż którykolwiek z rozdziałów, no serio, nie wypada mi zwyczajnie już dokładać mu słów. XDDD Ale to tylko potwierdza, jak przyjemnie mi się go pisało. Chyba nie było tu momentu, który chciałam pominąć lub przyspieszyć i naprawdę zadowala mnie to, co tu zawarłam, że aż sama się sobie dziwię.
Żeby nie było tak dramatycznie, bo nie lubię wszelkiego rodzaju pożegnań, przypomniało mi się coś dość istotnego, na co zszedłby się pewnie jeden rozdział, więc może wleci tu coś kiedyś w formie jednopartówki, co wkleję jako nieistniejący teraz rozdział X. Poczekałabym z tym, jednak borykam się z dopracowaniem tego pomysłu już od kilku miesięcy i myślę, że zajęłoby mi jeszcze spory kawałek czasu, a epilog by mi tak zalegał, więc wolę wrzucić go teraz, a tamto bardziej bonusowo – tym bardziej, że w takiej formie to właśnie będzie.
Przechodząc do rzeczy – dziękuję. I przepraszam, że każdy rozdział był oczekiwaniem rzędu kilku miesięcy, bo wiem, jakie to potrafi być denerwujące, kiedy ktoś czeka na ciąg dalszy. Ale przede wszystkim dziękuję – za cierpliwość, za zainteresowanie, za tylu obserwatorów, bo nigdy nie sądziłam, że ten blog uzyska ich aż tylu i za wszystkich czytelników. Dziękuję za komentowanie i dzielenie się opinią, która niekiedy jest jedynym popychadłem dla autora. Dziękuję wam cholernie mocno. Dziękuję nawet tym, którzy tu byli, nie pozostawiając śladu. I KNOW YOU’RE THERE.
Adijshfejdkc, sama w to nie wierzę. XD Zawsze się cieszyłam, bo – co będę powtarzać ciągle – czułam jakieś dziwne opory podczas pisania tego bloga – teraz naturalnie mi smutno. Ale dzięki temu wiem, co pisać, jak pisać i takie tam. Nauczyłam się wiele, co w sumie jest oczywiste. Poza tym będę musiała popracować trochę nad poprzednimi rozdziałami i nieco je poprawić, to tak btw, więc no.
Wesołych Mikołajek, moi drodzy! Mam nadzieję, że tym powyżej wynagrodziłam wam wszystkie bucowate zagrywki Sasuke i słodkości stało się zadość. Sama wpierdzielam teraz czekoladowe lizaki, ale nie z wizerunkiem Mikołaja, a ze strachem na wróble, bo te z Halloweenowej serii są teraz na przecenie. XDDD
<3333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333