2 listopada 2015

I. Niezapowiedziana

Obudził mnie powtarzany bezustannie dzwonek. Na wpół przytomna zgarnęłam włosy z twarzy, usiadłam na brzegu łóżka i przeciągnęłam się. Cyklicznie rozlegający się dźwięk zaczynał być irytujący, więc podniosłam się szybko i w biegu przecierałam dłońmi oczy. Palce przybysza stukały nerwowo w drzwi i wyczekiwały mojej odpowiedzi lub znaku obecności, a poburkiwania zdawały mi się być bardzo znajome. Pośpiesznie więc odszukałam szlafrok, zarzuciłam go na siebie i ruszyłam ku wejściu. Wkrótce zaciskałam palce na srebrnej klamce i śmiało pociągnęłam ją w swoją stronę. 
– Myślałem, że będę musiał biegać po całym szpitalu, by cię znaleźć  – oznajmił.
 Naruto– zapytałam zaskoczona jego obecnością. – Coś się stało?  – Wprawdzie nie spodziewałam się go w zupełności, nie wiedząc, czego mogłam po tym oczekiwać. 
– W zasadzie nic takiego – odparł wyraźnie uradowany. Ściągnęłam brwi i uniosłam jedną z nich ku górze. – Kakashi wzywa nas do siebie. Mamy stawić się o dwunastej.
– Mistrz? – Zamyśliłam się na chwilę, wbijając swój wzrok w podłogę. Próbowałam przypomnieć sobie, ile miesięcy minęło od naszej ostatniej, wspólnej misji. Pomijałam zupełnie fakt, że jeśli faktycznie na nią nas szykował, tym razem nie będzie mógł nam towarzyszyć. W roli Hokage nie mógł ruszać się z Wioski w żadnej błahej sprawie. Z kolei czwartego członka naszego składu w dalszym ciągu brakowało i tak, jak przez większość historii naszej drużyny, zapewne będziemy zmuszeni funkcjonować w okrojonym składzie. 
Zerknęłam za siebie, by objąć wzrokiem zegarek.
– To niedługo, powinnam zacząć się zbierać. Możesz poczekać na mnie w salonie – zaproponowałam nieprzekonująco, bo przede wszystkim chciałam skutecznie zataić moją słabą kondycję i nastrój oraz uniknąć setki zbędnych pytań. Jednak Naruto zaskoczył mnie odpowiedzią jeszcze bardziej.
– Zobaczymy się na miejscu. Muszę jeszcze coś załatwić.
I zniknął, a ja popędziłam w stronę łazienki.

Chłodny wiatr przybrał na sile i plątał moje włosy. Dotarłam do budynku,  pokonałam kolejne stopnie, poprawiłam ochraniacz na głowie i zapukałam w drzwi. Jak zazwyczaj zjawiłam się pierwsza. Skinieniem Kakashi dał mi znak, że mogę wejść do środka.
– Jak w szpitalu? Shizune wspominała, że robi się tam coraz spokojniej – zagaił rozmowę.
– I całe szczęście. Mamy czas odsapnąć po poprzednich miesiącach.
Rozmowa urwała się na kilka sekund, bo Hatake zanurzył obie dłonie w pliku kartek, a ja nie zamierzałam przeciągać tego, co kłębiło mi się w głowie, kompletnie zmieniając temat.
– Co tym razem, Kakashi? Nie pamiętam, kiedy ostatnio wysyłałeś mnie gdziekolwiek... – I nie kryłam zdumienia, jakie stało za wezwaniem mnie tutaj, w dodatku w towarzystwie blondyna. W pewnym sensie naprawdę za tym zatęskniłam, bowiem rutynowa praca w szpitalu powoli dawała mi o sobie znać.
– Wytłumaczę wszystko od razu waszej dwójce – zbył mnie szybko, przymykając oczy.
A więc naprawdę wyznaczył tylko nas - mnie i Naruto. Tak jak było od lat, standardowo i zupełnie normalnie. Sai'a i Kapitana Yamato zawsze bardzo sobie ceniłam, ale szufladkowałam to pod miano drugiej drużyny Siódmej, kompletnie innej wersji nas. Bo mimo wszystko Yamato nie było w stanie zastąpić wyjątkowości Mistrza Kakashiego, a Sai, nie tylko w moim mniemaniu, nie umywał się do Uchihy nawet w kwestii wyglądu.
Zapadła chwilowa cisza, bo Kakashi zaczął przeczesywać stos papierów, po czym zajął się wypełnianiem jednego dokumentu swoim pismem.
– Zastanawiam się czy zmieni się, kiedy przyjdzie mu zająć moje miejsce – zagadał, wyrywając mnie z zamyślenia. Domyśliłam się, że chodzi mu o nic innego jak o spóźnialstwo, które Uzumaki miał we krwi najwyraźniej od zawsze. 
 Nie zmieni – odpowiedziałam ze wzrokiem utkwionym w ziemi i splecionymi z przodu palcami dłoni. – Taki już jest, że tego nie zmieni...
– Jestem! – Uzumaki wpadł bez zapowiedzi i pukania, a swój okrzyk zaprezentował przy tym tak głośno i niespodziewanie, że przez drastycznie zmienione tętno miałam ochotę mu przyłożyć.
– Witaj, Naruto – odparł niewzruszony Hatake.
– Co nowego dzisiaj? – W charakterystyczny dla siebie sposób zbił pieść z otwartą dłonią.   Na kogo jeszcze czekamy?
– Wysyłam tylko was dwoje. Wyruszycie na pomoc Sasuke.
Przez moje ciało przepłynęła fala gorąca, która przyprawiła mnie o stan otępienia. Odpłynęłam na chwilę myślami do jego twarzy, włosów, postury, płytkim oddechem kontrolując najmniejsze drżenie własnego ciała. – Od tygodnia nie przesyła nam żadnych informacji, co miało świadczyć o tym, że mogło wydarzyć się coś złego, więc przede wszystkim musicie go odnaleźć i sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku.
Naruto skrzywił się nerwowo.
– Gdzie mamy go szukać?
– Udacie się do dawnej Południowej Kryjówki Orochimaru. Tam powinien być.
Zdębiałam.
– Jak to? – Naruto podniósł ton. Był sfrustrowany zupełnie tak samo jak ja.  Dlaczego właśnie tam?
– To część misji, o której dowiecie się później. Wyruszacie jeszcze dziś, wróćcie do domów i przygotujcie się jak najszybciej. Daję wam dwie godziny.

Żadna inna pora roku nie zachwycała tak jak wiosna. Zieleń była wtedy najsoczystsza, a powietrze zdawało się być świeże, jak wymienione z atmosfery na zupełnie nowe. Słońce nie było się jeszcze dręcząco upalne, ale w przyjemny sposób ogrzewało drażnione chłodnym wiatrem ciała. Jednak upajanie się tymi błogimi warunkami uniemożliwiał tłamszący się we mnie niepokój. Byłam doskonale przekonana, że myśli Naruto zaburzał ten sam problem, ale on posiadał umiejętność odsunięcia go na bok do momentu, w którym nadejdzie chwila rozładowania napięcia. A nastąpi to dopiero, gdy przy łucie szczęścia znajdziemy Sasuke, a ten wszystko wytłumaczy nam bez potoku słów sprzeciwuTymczasem więc Uzumaki beztrosko opowiadał mi o swojej nudnej misji z Sai'em i o tym, jak bardzo cierpi z powodu braku wrażeń ostatnim czasem.
– Sakura, powinniśmy odpocząć. – Wyrwał mnie z transu, w jaki sam wprawił mnie swoim monologiem. Nie czułam zmęczona, ale istniało prawdopodobieństwo, że tylko nie chciałam go czuć, by stale iść naprzód. W zasadzie jednak wędrowaliśmy już dobre kilka godzin, więc ciało miało prawo upomnieć się o swoje. – Sakura – przywołał mnie po raz drugi, bacznie mi się przyglądając.
– W porządku – odparłam, kiwając głową i przystając na jego sugestię.
– Wszystko dobrze? – Jego głos był ciepły i spokojny.
– Tak. Poszukam jakiegoś wodopoju w okolicy – powiedziałam, odwracając się do niego plecami momentalnie.
– Nie rozdzielajmy się bez potrzeby. Pójdę z tobą.
Skinęłam mu, uśmiechając się delikatnie. Nabytą przez niego rozwagą i opanowaniem zdarzył mi się coraz częściej imponować, przy czym czułam się też co najmniej dziwnie.
– Czy Kakashi mówił ci coś więcej o tej misji? – wypalił nagle. Spojrzałam na niego, nie kryjąc zaskoczenia. – Byłaś w gabinecie przede mną i zastanawiałem się, czy zdążył coś Ci  przekazać.
– Chciałam zapytać cię o to samo  wyznałam, wtrącając mu się w słowo. – Byłeś tam przede mną, z rana...
– To dziwne. Myślałem, że coś przede mną ukrywa. Nawet Sasuke wykrztusił mi jedynie, że to ciągle ta sama misja, która ciągnie się od zakończenia wojny.
Zatrzymałam się w miejscu. 
– Sasuke? Kiedy on niby...
– Był w Wiosce raz od tamtego czasu. To było jakieś trzy tygodnie temu. Nie mów, że o niczym nie wiedziałaś, Sakura – odparł nieco zdezorientowany moją reakcją.
– Nie… nie przegapiłam – opuściłam powieki i kąciki ust w nikłym smutku. Objęłam się ramionami odruchowo, ruszając dalej. Wszystkie pozostałe emocje, tłamszone w głębi siebie, dały mi się we znaki lekkim ukłuciem w mostku. – Nie miałam szansy go spotkać. 
– Nie miałem pojęcia.  W jego głosie wyczułam współczucie, kiedy patrzył na mnie ukradkiem.
– Rozmawiałeś z nim? 
– Tak, ale tylko chwilę. To był przypadek. Minąłem go po drodze do gabinetu i nie chciał nic powiedzieć.
– Rozumiem – rzuciłam beznamiętnie.
Zrozumiałam, że to był ten sam wieczór, którego mi umknął - jak gdybym przepuściła go przez palce. Właśnie tamtego feralnego dnia moja szukająca ujścia tęsknota spowodowała narodziny innego uczucia   zgorzknienia. Nieprzyjemnej goryczy, która powodowała niesmak nie tyle co zachowaniem Uchihy, a własną osobą. Tego dnia jak nigdy poczułam się oszukana. I to nie z własnego powodu, a braku potrzeby Sasuke na to, by dotrzymać złożonej mi obietnicy. W jego mniemaniu najwyraźniej mógł zadłużać się u mnie w przewinieniach, których przecież i tak mu nie zdołam mu nie przebacz
I za to momentami nie mogłam ze sobą wytrzymać.
Nabraliśmy wody z niewielkiej rzeki, którą odnaleźliśmy po piętnastu minutach marszu, zbaczając z wytyczonej według mapy najprostszej drogi do celu. W zasadzie byliśmy już bardzo blisko - tak, że nie widziałam sensu w dalszym postoju. Z drugiej strony świadczyło to o tym, że jeszcze tego wieczoru znajdziemy się na miejscu. A nie wiedząc, co dokładnie czeka nas za tymi kilometrami, trzeba było choć trochę się do tego przygotować.
W drodze powrotnej Naruto zebrał drewna na rozpalenie ogniska, podczas kiedy niosłam napełnione wodą kanki. Wiele się zmieniło, jeśli chodzi o zachowanie poza terenem Wioski. Minione wydarzenia, zawarty Sojusz wszystkich krajów i niezmienne od tego czasu relacje gwarantowały nam bezpieczeństwo do tego stopnia, że można było spędzić spokojną noc bez stawiania warty, a rozpalenie ogniska nie było równoznaczne ze zdradzaniem swojej pozycji. Oczywiście zdarzały się wyjątki, ale prawdopodobieństwo takich incydentów zmalała niemalże o kilkadziesiąt procent. Oprawcami zaś najczęściej okazywali się zwykli złodzieje, żądni powojennych łupów czy też ninja bardzo małych, zapomnianych Wiosek.
Rozbiliśmy się tuż przy rozciągającym się przed nami lesie, nieopodal trawiastych pagórków, a do rzeki mieliśmy zaledwie parę kroków. Wyciągnęłam z plecaka szarą paczuszkę i rozpakowałam z niej zawinięte w papier onigiri, podając jedną z nich przyjacielowi, który umieszczał jedną z kanek na ogniu. Wygrzebał jeszcze niewielki kocyk i rozkładając na chłodnawej ziemi, zaprosił mnie do jego zajęcia. Podziękowałam mu skinieniem i przystąpiliśmy do naszej kolacji. Trwaliśmy w dłuższym milczeniu, co wskazywało na to, że Naruto musiał potwornie zgłodnieć. Zaśmiałam się, zakrywając usta.
– Chyba ci smakuje.
– Tak, jest przepyszne. Dawno nie jadłem tak dobrego prowiantu na misji.
Odpowiedział mi w momencie, w którym las przeszył donośny, przeraźliwy huk. Naruto zerwał się na równe nogi i przyglądał miejscu źródła fali uderzeniowej, która dotarła do nas w postaci silnego wiatru. Jednym niezdarnym ruchem nogi, który wykonałam w wyniku zaskoczenia, złamałam drewnianą konstrukcję, przez co kanka przewróciła się i wylała całą  zawartość wody, gasząc przy tym część ogniska.
– Ruszajmy, Sakura – usłyszałam, a kiedy się odwróciłam, Naruto podsuwał mi zapięty plecak, poprawiając prawą rączkę własnego.
Rzuciliśmy się do biegu w głąb gęstego lasu. Słońce ledwie zniknęło za horyzontem, więc ostatnie jego ślady dogasały na niebie. Półmrok mylił mój zmysł wzroku, więc zarysy niektórych przeszkód wyłapywałam dopiero w ostatniej chwili. W oddali dało się słyszeć kolejne przebłyski niezidentyfikowanych huków. Naruto automatycznie podkręcił tempo, któremu musiałam dorównać.
Wybiegaliśmy na małe, wyściełane trawą polanki na zmianę z rzędami drzew coraz bardziej ponurego charakteru lasu. Nasz zwarty bieg raz po raz rozpraszały coraz głośniejsze huki. Oboje byliśmy pewni, że zmierzamy w dobrym kierunku.
W promieniu zaledwie kilometra od naszego celu drzewa były doszczętnie połamane, a na ziemi zauważyłam duże płaty bliżej nieokreślonego materiału. Tym razem to ja przyspieszyłam. I bieglibyśmy dalej, bo wszystko naokoło wyglądało dokładnie tak samo, gdyby nie mała, czarna sylwetka w oddali. Normalnie w takiej sytuacji zbliżałabym się nieco ostrożniej, ale zdaje się, że specjalnie wyparłam to z pamięci. Raz na jakiś czas musiałam zaprzeczyć własnym zasadom trzeźwego myślenia.
Kucnęłam, sprawdzając tętno i temperaturę ciała. Był tylko trochę poobijany, ale na tyle, by stracił przytomność. Naruto prawdopodobnie rozglądał się w poszukiwaniu ewentualnego zagrożenia, a ja nie mogłam wykrztusić ani słowa, którym mogłabym go do siebie przywołać.
Czoło Sasuke owinięte było kilkakrotnie przybrudzonym, pożółkłym bandażem, choć pierwsze zauważyłam włosy, które sięgały mu aż do ramion. W pewnym sensie ułożeniem przypominały moje, co nawet trochę mnie pocieszało. Idealnie wyrzeźbioną twarz brudziły małe smugi kurzu i pojedyncze kropelki potu, spływające po skroni do kości polików. Ciało zakrywał szeroki, ciemnobeżowy płaszcz, a jego barwę pod klatką piersiową burzyła czerwona plama. Palcami odgarnęłam spadające mu na oczy kosmyki, po czym ujęłam nimi twarz chłopaka, a do głowy nasunęła mi się myśl, czy upływ czasu przestanie temu człowiekowi kiedykolwiek służyć.
Wtedy też rozchylił swoje przesuszone wargi.
– Karin… ulecz mnie – wycedził przez zęby, z zamkniętymi oczami i głosem przepełnionym bólem fizycznym ciała, jak i własnego honoru.  Szybko.
Jej imię, jako pierwsze słowo wypowiedziane w moją stronę od półtora roku sprawiło, że przygasłam. Jej, jedynej dziewczyny, której ewentualnej wyższości nad sobą nigdy nie chciałam uznać, nie wierząc, że ktoś może darzyć Sasuke równie wyniszczającym i chorobliwym uczuciem. Mimo tego to właśnie ona była u jego boku przez ostatnie lata. Jej wtedy chciał i jej potrzebował - nie mnie. 
Zupełnie tak jak teraz.
Zmusiłam się do zaczerpnięcia głębszego oddechu, łykając zarazem kilka lejących się strużek słonych łez. Żałosna wrażliwość ukłuła tym razem i moją godność. Ułożyłam odpowiednio dłonie, po czym wytworzyłam wiązkę zielonego światła i przyłożyłam ją do zranionego miejsca.
Sasuke zadrżał. Powoli i subtelnie uniósł powieki, odsłaniając częściowo swoje czarne tęczówki. Głupio liczyłam, że uleczę go zanim jeszcze mnie zauważy, bo była to paradoksalnie ostatnia rzecz, jakiej teraz chciałam.
– Sakura?
Nie odpowiedziałam. Zabroniłam sobie nawet na niego spojrzeć. Wyczułam obecność Naruto tuż za moimi plecami, który po chwili usiadł tuż obok.
– Sasuke! Co tu się wydarzyło?
– Ty też – dodał tonem pozbawionym wyrazu.
– Mów, Sasuke! Sakura, wszystko z nim w porządku? - poczułam ciepłą dłoń blondyna na swoim ramieniu.
– Tak. Zaraz skończę leczenie.
Widziałam kątem oka, że przyglądał mi się przez krótkie trzy sekundy. Potem zamknął oczy do czasu, kiedy rozplotłam dłonie i zakryłam z powrotem jego obnażoną część ciała.
– Co tu robicie? – zapytał chłodno, trzymając się za głowę. Powoli zaczął zginać każdą kończynę, by w końcu podnieść się całkowicie. – Wracajcie do domu i powiedzcie Kakashi'emu, że wszystko mam pod kontrolą. Nie miałem jak wysłać mu wiadomości.
– Wysłał nas, by skontrolować i zdać relacje z tego, co się dzieje. Wszystko nam powiesz, Sasuke – odparł Naruto rzeczowo.
Sasuke objął go wzorkiem zbyt karcącym, by tamten nie skrzywił się momentalnie.
– Niczego nie będę wam tłumaczył. To mogłoby zagrozić misji, jak i wam – wziął głębszy oddech. – Powiedziałem, żebyście wracali do domu – jego głos w zasadzie stawał się jeszcze bardziej lodowaty. I pusty.
– Sasuke, to polecenie Hokage! – ton Naruto powoli rósł w siłę. Kłykcie jego zaciśniętej dłoni zaczęły bieleć.
– Więc przekażecie mu to, co wam powiedziałem. Dam temu radę sam – po czym odwrócił się na pięcie.
Nie spojrzał na mnie więcej, a ja nie odezwałam się ani słowem.
Mogliśmy oglądać już tylko jego pelerynę. Wiedziałam, że nie zawróci, chociażby dlatego, by nie musieć się nam tłumaczyć. Prawdopodobnie już wiedział, że to zauważyłam.
Naruto kipiał ze złości, ale najwyraźniej czekał na moją reakcję. Inaczej już dawno rzuciłby się na przyjaciela i przekonywał go siłą.
Tymczasem on kroczył dumnie, pewny, że nie będzie musiał silić się walką. Wtedy to zza złamanego na wpół drzewa wyłonił się białowłosy nikt inny jak sam Suigetsu.
– Jak zwykle nawet bez draśnięcia, Sasuke – powiedział, opierając ręce na biodrach.
Nawet nie mieli zamiaru się przed nami kryć. Albo zrobili to wbrew zaleceniom Uchihy. 
Naruto wybałuszył oczy, ale jego zapał zgasł. Poczuł się równie zdradzony, co ja. Uchiha zniknął za plecami swojego kompana, który rozpłynął się w powietrzu zaraz po nim, a ja zdążyłam jeszcze zauważyć pasma długich, nastroszonych, czerwonych włosów.

16 komentarzy:

  1. sasuke nie potrzebuje pomocy. czekam na next

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, to prawda! Dziękuję za odwiedzanie mojego bloga, strasznie mi to pomaga w dalszym pisaniu :-)

      Usuń
  2. "Sai, nie tylko w moim mniemaniu, nie umywał się do Uchihy nawet w kwestii wyglądu." daaaaamn, jaki pocisk XD
    No proszę, jednak NaruSaku gdzieś tam na dnie Twojego serca się zalęgło, czyżby zapowiadało się na wojnę o różowowłosą?:o
    Widzę, że nie jesteś takim zjebem umysłowym jak ja, i Sasuke o wiele szybciej pojawi się w Twoim opowiadaniu, niż w moim. I bardzo dobrze! 1:0 dla Ciebie hehe.
    A dalej znowu cudowne opisy jak we wstępie(?), jak miło się to czyyyta ^^
    Ciekawa jestem o co chodzi z tą misją i jak w ogóle rozwinie się się spotkanie naszych gołąbeczków, oczekuję wybuchów i pocisków :>
    LOOOOL, PADO ULECZ MNIE KARIN. Od mojej Sakury pewnie dostałby już po mordzie, zaraz po pojawieniu się na jej czole pulsującej żyłki hehe.
    A ten jak zwykle arogancki, zimny drań. CZYLI NAJLEPIEJ!
    Eh, jest mi mega szkoda już nie tylko Sakury, ale i Naruto w tym wszystkim... On należy do drużyny 7, do cholery! A nie z Hebi się zadaję, tfu! Chociaż Suigetsu uwielbiam, i niech dalej będzie w tym opowiadaniu, to jak kumpel, a nie kompan żal.

    I CHYBA NIE MUSZĘ WSPOMINAĆ, ŻE CZEKAM NA DALSZĄ CZĘŚĆ, CO NIE?:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale taka prawda, sorki Sai, no ale.........NIE. hehe
      Ech, no wiesz, jak to jest, aleeeee nic nie zdradzam, bo ja za dużo Ci mówię! Serio, mam takie wrażenie, że za dużo wiesz, bo Ty za to prawie nic mi nie mówisz totalnie. WSZYSTKO W CZASIE, TATSI KOCIE :*
      PADO KARIN XDDDDDDDD kocham mocno.
      Sasuke musi być Saskowy, musi po swojemu i w ogóle, nie będzie za łatwo, co nie :-/ A Suigetsu też lubię, więc staram się go przedstawić w normalnym świetleee, serio!
      POCZEKASZ TROCHĘ, ALE WIEM, ŻE WYTRWASZ <3

      Usuń

  3. Hej! :3

    Twój blog został właśnie dodany do spisu W Przestworzach M&A W imieniu załogi dziękuję za wybranie naszego spisu i zachęcam do zgłaszania nowych rozdziałów ---> Boskie Nowiny.

    Pozdrawiam! Rin-chan ;)

    Ps. Sorki za spam

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak miło i płynnie, i tak szybko się czyta Twoje opowiadanie. Jest bardzo fajne, chodź na razie wiemy mało go uważam że fabuła będzie ciekawa. Sasuke oczywiście zawsze arogancki i nie potrzebujący pomocy, no bo po co...
    Czekam na next z niecierpliwością! :)
    Pozdrawia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak cudownie dostać tak miły komentarz po takim czasie od dodania rozdziału! Dziękuję ślicznie za tak pełne motywacji słowa, między innymi dzięki nim postanowiłam już dawno, że następną notkę dodam na tym blogu, bo zdecydowanie go zaniedbuję. Liczę też, że nie zawiodę z fabułą <3
      Pozdrawiam również!

      Usuń
  5. "Czoło Sasuke owinięte było kilkakrotnie białym, średniej szerokości bandażem, choć pierwsze co zauważyłam to ciemne, miękkie włosy, które sięgały mu teraz do ramion. W pewnym sensie ułożeniem przypominały moje, co nawet trochę mnie rozbawiło." TYLKO CZEKAŁAM NA JAKIEGOŚ ŚMIESZKA XD

    Zauważyłam, że robisz jeden dość istotny błąd, w opowiadaniu nie zapisujemy zwrotów "Ci", "Tobie" itd. wielką literą.
    Jakby mnie Sasuke nazwał Karin, skopałabym mu twarz. Może dlatego, że na swoim Pecu robię z niej mega sukę. No jakoś tak nie znoszę tej siksy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NIE WIEM, CO MNĄ KIEROWAŁO, ŻE TO NAPISAŁAM XD
      nonono, wiem, ten rozdział był pisany jeszcze wcześniej niż ten prolog na DTR, ale tak, oduczyłam się tego, nawet w pewnym sensie zaczęło mi to przeszkadzać. :-D
      JA TESZ NIE! no i dobrze, jest pojebem to niech będzie i na Pecu XD

      Usuń
  6. Sasuke - cham jak zawsze. xD
    Czekam na jego odmianę, ale podejrzewam, że będę musiała się wstrzymać do dnia jutrzejszego, kiedy będę czytać między jednym badaniem a drugim. (robimy teraz kat. rozkład metanolu do DME :D)
    Cóż. Sakurę musiało cholernie zaboleć imię Karin wypowiadane w takiej sytuacji. Chodź młodszy Uchiha jest... nom. Taki właśnie. W sumie już teraz może mu zależeć na Sakurze, tylko sam przed sobą tego nie pokazuje. Nie padło imię Sakury, tylko Karin, bo być może tę drugą traktuje jedynie jako narzędzie, podczas gdy różowowłosą gdzieś na dnie skamieniałego serduszka ceni i chce chronić (przez trzymanie na dystans, co też jest jakąś metodą).
    Pocisk na Saia mnie zabił.
    (W sumie oglądam teraz "Boruto" i tam całkiem spoko z niego koleś. tj. wyrobił się xD)

    Pozdrawiam po raz drugi tego wieczora.
    Konan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. XDDDDDD Ja chyba nie, pamiętam tylko miareczkowanie z zajęć na Chemii i ekstrakcję herbaty z chloroformem, bo to wylałam na siebie i do tej pory mam plamy na fartuchu. XD
      W sumie już teraz może mu zależeć na Sakurze, tylko sam przed sobą tego nie pokazuje. Tak, tak, dokładnie tak to widzę. To, że on tak błądzi już bardzo długi czas. xD
      TY TO MASZ ŁEB, ZIOMALKO, ŻE ODCZYTUJESZ TO TAK, JAK SIĘ STARAM PRZEKAZAĆ. XDD
      Ej, ja serio nie wiem, o co wam wszystkim chodzi z tym Sai'em, toć to takie oczywiste i w ogóle, chyba nawet Sakura to przyznała..... nie wiem. :-|
      Ej no, Boruto będzie dobry, jeszcze lepszy niż jest teraz, zobaczysz!!!!11111one
      POZDRAWIAM CIĘ KONAN TEŻ

      Usuń
  7. Lolololo. Że co? Że tak sobie spaceruje po świecie z Taką, podobno wypełniając polecenia hokage? A to głupi siusiak. Cham i prostak.
    Super był moment, gdy powiedział, żeby Karin go uleczyła, a tu huehue Sakura. Tyle, że jego gburowatość nie pozwala mu na jakikolwiek sensowny kontakt towarzyski. Eh. Uchiha full serwis.
    Pozdrawiam i czytam daleeej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że z niego taka choć minimalna bucówa nigdy nie wyjdzie, bo zabrnęła za daleko w okresie dojrzewania. XD
      Haha, ta jest. Dziękuję. W sumie całym tym rozdziałem brnęłam tylko do tej sceny, to głupie, ale to sprzed dwóch lat, błędy młodości i w ogóle, teraz inaczej bym to rozegrała, jakoś szybciej, prościej, NO ALE.

      Usuń
  8. Ugh! Ależ.. nieprzyjemnie. Aż wręcz czułam tę złość, rozczarowanie, bezsilność co oni. No po prostu.. UGH.

    OdpowiedzUsuń
  9. Cóż, to bardzo przykre, że Sasuke odprawił ich... z kwitkiem, można by powiedzieć? Szanuję, że nie zrobiłaś juz z Sakury ryczącej panny. Po tym spotkaniu pewnie też trochę oprzytomniała i nie będzie czekać na niego wieki. Karin... to było bolesne w chuj...

    OdpowiedzUsuń