30 sierpnia 2016

IV. Nieugięta


co do tego pretensje, że uczucia chowałem są, jakby to ubrać, niewskazane
wolę zamilknąć, niż mówić ci co u mnie, wole dodać sobie bólu, że tak ujmę to
że tak ujmę, znów kolejna cząstka mnie we mnie umrze.


Wszystko, co udało mi się zbudować tej nocy, wczesnym rankiem zupełnie prysło. Było mi dziwnie,  po prostu. I niesmacznie. Czułam, że brzydzę się wszystkim wokół, choć głównie samą sobą, znajdując w miejscu, w którym wcale nie powinnam być, z powodu, który tylko ja znałam i który, obiektywnie patrząc, nie był powodem, a moim kaprysem. Na dodatek okazałam się być ciężarem i skomplikować zupełnie nieznaną mi sprawę, a słowa Karin, którymi uraczyła mnie kilkadziesiąt minut temu, rozbrzmiewały bezustannie w mojej głowie, która jakby specjalnie wygrawerowała je sobie w centralnym punkcie mojego umysłu, razem ze zbitym wyrazem jej twarzy, który wtedy przybrała. I nękały. Nie mogłam zająć myśli niczym innym, choć bezpośrednio po tym zdarzeniu udałam się do łazienki i wkładałam nienaturalne skupienie w każdą kolejną czynność jaką wykonywałam.
Poczucia beznadziei nie była w stanie zrekompensować mi nawet świadomość przebudzenia się w pokoju Sasuke – w jego łóżku, białej pościeli, wyraźnie przesiąkniętej zapachem mięty i igieł sosny, który świadomie wdychany, nie pozwolił mi zasnąć przez pierwszą godzinę. Z niską szafą, pełną jego ubrań ułożonych w równą kostkę, do której nieodparcie odważyłam się zajrzeć. Z porcelanową figurką stojącą tuż obok świeżo zmienionej świeczki o waniliowym kolorze. Mogłam jedynie udawać, że to co zrobiła Karin nie wybiło mnie to z tropu i tak też zamierzałam – tym bardziej w ich towarzystwie. Niecałe pięć minut później do drzwi zapukał Jūgo informując mnie, że śniadanie jest już gotowe. Nie wiedziałam, co dokładnie czeka mnie za progiem ich rzekomej kuchni, przygotowując się na najgorsze.
I chyba słusznie, bo znajdowała się tam cała czwórka. Wkroczyłam przez próg stanowczo i na przymus beztrosko, mruknąwszy dwa słowa na powitanie i czując, że mój wyraz twarzy uparcie przedstawia coś innego. Moją pewność siebie doprawiły jedynie dwa uśmiechy - szeroki emanowany przez Suigetsu i życzliwy, należący do Jūgo. Sasuke nawet nie omiótł mnie spojrzeniem, popijając herbatę z glinianego kubka, z kolei Karin, siedząca po jego prawej stronie, przylepiła wzrok do talerza i nie drgnęła ani przez chwilę. Usiadłam przy stole tuż obok Sasuke, co o dziwo, również było instynktowne, jednakże pierwszy raz nie był to czyn tylko ze względu na niego, a raczej dlatego, że drugie z wolnych miejsc znajdowało się idealnie naprzeciwko Uzumaki. I z dwojga złego wybrałam tę opcję, nie wiedząc czy nie okaże się tą gorszą. On jednak, na szczęście, nie poświęcił temu incydentowi ani krztyny swojej uwagi.
Jednak nie sądziłam, że jadają razem. Wyglądało to na swój sposób dziwnie, na drugi dość zwyczajnie. Szacowałam jednak, że tak nie jest, może gdzieś w głębi licząc na to, że nie są sobie tak bliscy. Możliwe że dotąd wypierałam się wyobrażenia, że nigdy nie chciał dzielić tego procesu z inną trójką oprócz naszej drużyny.
Podniosłam zaparzony napar z zielonej herbaty i jedynie dziobnęłam pałeczkami porcję jajek. Byłam wdzięczna nieprzerwanemu ględzeniu Suigetsu, bo mogłam ukryć w tym zgiełku swoje zdenerwowanie i uwagę od nagryzionego jedynie kilkoma kęsami jedzenia. I może tylko ze względu na swoją niekomfortową sytuację, ale nie widziałam w tym nic, co mogłoby mnie irytować tak, jak miało się to w przypadku Karin. Nawet teraz, kiedy poza uszczypliwymi komentarzami, rzucała również przelotne spojrzenia w stronę Uchihy lub mnie samej. I poza tym jednym szczegółem zachowywała się tak jakby to, w jaki sposób mnie dzisiaj potraktowała, w ogóle jej nie obeszło. Suigetsu przerwał na moment, aby wytrzeć buzię i zapytać:
– I co, według planu wyruszamy dziś wieczorem?
Sasuke nie drgnął, z kolei cała reszta poruszyła się nieznacznie. I ja sama zadrżałam mimowolnie, unosząc głowę w jego kierunku, bo zdawało mi się, że to ja najszybciej zmienię lokalizację, wracając do domu.
– Nie, jutro rano – mruknął tylko.
– W takim razie trzeba będzie iść po wodę i dzisiejszy obiad, bo nie mamy nic w zapasie poza prowiantem na podróż – rzucił Jūgo spokojnie, zmieniając temat, ale tylko mnie i Suigestu poruszyła jego nagłość w tej kwestii. Karin chyba mimowolnie zgrzytnęła zębami, podpierając głowę na łokciu. Nie chciałam się wychylać, choć może mi wypadało? Niczego nie byłam pewna, bo mimo ich ciepłego przyjęcia, czułam się nadal dość mocno skrępowana.
– Za godzinę wybiorę się po to sam – zadeklarował wprost Uchiha.
– Nie ma mowy, nie przepuszczę takiej okazji – Suigetsu podniósł się niemal natychmiast, przeciągając energicznie. Chwycił z oparcia czarną pelerynę i zarzucił ją na ramiona. – Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem widziałem słońce, ale mam wrażenie, że minął co najmniej miesiąc. Pójdę nawet teraz – odparł, odchodząc od krzesła i znikając za ścianą zaledwie kilka sekund później.
Karin prychnęła, sprawdzając ukradkiem reakcję Uchihy. Hozuki wraz ze swoim odejściem, zabrał wszystko, co wypełniało dotychczas nasze uszy i obskurne kąty tej podziemnej jadalni. Nastała dziwnie krępująca cisza. I trwało to do samego końca, bo po krótszej chwili do stołu odszedł również Jūgo, Sasuke, a także Karin, podążając ich śladem i tym samym zostawiając mnie samą. I zdumiało mnie to, ale nie chciałam ubiegać się o ich towarzystwo i jakąkolwiek uwagę.
Nim jednak zdążyłam odetchnąć w samotności, zza rogu ponownie wyłonił się Jūgo. Oparł dłoń o krawędź ściany i spoglądał na mnie z dozą troski, podczas gdy ja wyłupiałam oczy, przestraszona jego niespodziewanym powrotem.
– Wybacz, Sakura, ale niestety nie mogę teraz. Mam nadzieję, że rozumiesz.
– Nie szkodzi, poradzę sobie – przerwałam mu, żałując po chwili. Mogłam chociaż dać mu skończyć, aby dowiedzieć się, co takiego miał na głowie – on, jak i cała reszta. – Jestem wdzięczna za samą pamięć, Jūgo, bardzo – dodałam jeszcze na odchodne, zanim zniknął za ścianą z bladym uśmiechem.
Pozbyłam się niedokończonego śniadania, pozostawiając po sobie czyste naczynia, dosunęłam wszystkie krzesła i niepewnym krokiem ruszyłam w kierunku pokoju. Wiedziałam, że niebawem będę musiała udać się do Uchihy aby dać mu odpowiedzi, których miał ode mnie wymagać. Potrzebowałam więc czasu, by wszystko dokładnie przemyśleć i umiejętnie dobrać słowa, choć na samą myśl o naszym starciu czułam się bezapelacyjnie przegrana.
I zanim zdążyłam podejść do plecaka, aby wyciągnąć z niego drobny notes, odwróciłam się na zgrzyt naciskanej klamki, bo nie uprzedził mnie pukaniem czy słowem i wszedł szybko, zamykając za sobą drzwi. W ciemności opływającej jego posturę i podkreślającej rysy twarzy mimo wszystko wyglądał kojąco, a na minimalnie spiętej twarzy dostrzegałam spokój. Prawdopodobnie tylko ja byłam tą, którą targały skrajne emocje, bo to przede mną stało bojowe zadanie defensywy własnego honoru. Stawiając kilka kroków w głąb pomieszczenia zatrzymał się w końcu, bez mrugnięcia wpatrując wzrokiem, który obejmował całe moje ciało i kontrolował każdą jego reakcję. I miałam wrażenie że sprawdzał w ten sposób, czy nic się nie zmieniło i nadal miał to wszystko w posiadaniu – każdy pojedynczy ton życiodajnej pompy w mojej klatce.
– Zapytam Cię jeszcze raz, Sakura – jego ciężki ton zawisł w powietrzu, a on bezustannie gromił mnie spojrzeniem. – Co właściwie tutaj robisz?
– To misja – powiedziałam, stając do pionu. Odruchowo poprawiłam też prawą stronę włosów, za co sama skarciłam się w duchu – przecież on bezustannie wszystkie te detale notował, a to nigdy nie działało na moją korzyść. – Z polecenia Hokage.
– Nie przysłał Cię on – syknął niemalże wściekły, ściągając obie brwi ku sobie i niszcząc całą swoją dotychczasową aurę w ułamek sekundy. I przerwał mi, choć nigdy nie przerywał. – Nie mógł tego zrobić.
– Jak to nie mógł? Dlaczego to niby takie niedorzeczne? – fuknęłam, wykraczając nieco poza granice opanowania. I tym samym też tylko bardziej się zdradzałam. Rzecz w tym, że wstydziłam się i wstydziłabym o stokroć bardziej, gdyby sprawił, że musiałabym przyznać mu rację i wyjawiła prawdę kiedykolwiek. I już nigdy nie pokazała mu się na oczy.
Tymczasem milczał. Nie zamierzał odpowiadać. Przyszedł porozmawiać, tak jak zapowiedział to dzisiejszej nocy, więc to nie on miał tu mówić, a ja.
– Przecież wysłał mnie już wcześniej, mnie i Naruto, kiedy znaleźliśmy cię w przygranicznym lesie. Tak samo i ja znalazłam się tutaj.
– Wystarczy.
Czy miał dość kłamstw, które wyczuwał czy chciał dać mi spokój, nie wiedziałam. Nie miałam wątpliwości jedynie co do tego, że mi nie wierzy.
– Sasuke... – zbyłam jego milczenie, wciąż widząc sens w swojej grze, jakbym sama w nią wierzyła, choć zdawałam sobie sprawę, że brak jej faktycznego odzwierciedlenia w rzeczywistości będzie się równał z poważnymi konsekwencjami nie tylko w przypadku Uchihy. Nie miałam jednak obecnie innego wyjścia niż uparcie stać przy swoim. On też to robił, a równie dobrze mógł kłamać jak ja. Zwyczajnie nie chciałam przegrać i nie mogłam tego zrobić. W tym przypadku porażka przekreślała wszystko, dlatego walczyłam tak, jak walczyłam zawsze, kiedy to on był stawką.
– Nie będę odpowiadał na twoje pytania. Nie mam takiego obowiązku, a ty nie masz obowiązku ich zadawania.
– Dlaczego mi nie wierzysz? – wydawało mi się to absurdalne – jego zaprzeczanie było zupełnie bezpodstawne.
– Kakashi nie przysłałby cię tu samej. Mam ten gwarant, Sakura, dlatego w żaden sposób nie udowodnisz mi tego, co usilnie starasz się teraz wmówić – zagrzmiał. Dało się to odczuć echem, jakim odbił się jego surowy, niski o przybrudzone białe ściany.
– Nie mógł? O czym ty mówisz?
– Ponieważ mi to obiecał.
Obiecał. On – mu. I tym samym moje teorie podupadły, nogi zmiękły, a świat wywrócił na nowo. Najgorsze było to, że nie mogłam niczego brać zbyt dosłownie, ponieważ mój umysł, otumaniony wszystkim, co w najmniejszym stopniu związane było jego osobą, miało tendencje do wyolbrzymiania czy kompletnego przeinaczania jego słów. Dlatego, zachowując wątpliwości dla siebie i zmagając się z przyspieszonymi tonami serca, ściskającym gardłem i drżącymi dłońmi, przełknęłam ślinę i spuściłam głowę, kiwając nią na boki przecząco.
– Nic nie rozumiem, Sasuke – zamrugałam oczami kilkukrotnie, musząc wyglądać przy tym jak idiotka, która usilnie potrzebuje sprostowania. Skupiłam uwagę na jego wargach, szczelnie stykających się ze sobą w wąską linię, a potem tęczówkach, błądzących gdzieś po niewielkiej powierzchni pod moimi nogami. Wzroku zbieranym powoli, zdezorientowanym i głęboko zamyślonym, jakby na chwilę usunął maskę, którą zwykle nosi i którą szybko założył znowu – po sekundach, w których udało mi się odnotować, zapamiętać oraz zakochać to inne wydanie jego twarzy. – Nie wiem, co rzekomo mógł obiecać ci Szósty.
– Tak jak ja tego, dlaczego kłamiesz – siłą przerwał swoje kontemplację, obracając się do mnie bokiem. – Wiem tylko to, że normalnie byś się tu nie znalazła.
– Normalnie? Co masz na myśli mówiąc normalnie, Sasuke? Dlaczego moja wizyta rzekomo nie podpina się pod to pojęcie?
– Nie pogrążaj się, Sakura – tym razem odwrócił się zupełnie, stawiając kroki, które doprowadziły go przed drzwi. Przystanął i odchylił głowę w moim kierunku. Jego słowa zupełnie zbiły mnie z tropu, jak zwykle zresztą. Cokolwiek udało mi się wywnioskować, do czegokolwiek dojść, jakiekolwiek wnioski wysnuć, potrafił zaprzepaścić jednym ruchem, gestem czy słowem. I przez to nigdy nie mogłam mieć pewności, czy mam rację i czy kiedykolwiek byłam w ogóle blisko niej. – Powiedz mi prawdę.
– Czego ode mnie oczekujesz? Chcesz kłamstwa czy zwyczajnie mojej uległości? – rzuciłam bez wahania, spoglądając na jego bladą, kamienną buzi – Tej, którą ofiaruje ci całe życie. Nie znudziło ci się jeszcze patrzeć na mnie w tym nędznym stanie?
– Nadal nic nie rozumiesz, prawda? – odparł, znowu zmieniając wyraz twarzy. Znów tak szybko i nieczytelnie, dodając mi zagadek. Ale to była prawda – nie rozumiałam nic i chyba tylko coraz więcej z każdą sekundą. Kakashi miał złożyć obietnicę Sasuke, by ten nie musiał mieć ze mną styczności większej niż to konieczne? Moja świadomość chyba sama odpychała te myśli, nie poddając ich teraz analizie i pozostawiając je w sferze domysłów, dając mi jeszcze możliwość jakiejkolwiek racjonalnej konwersacji z obecnym.
– Będziesz musiała wrócić jeszcze dziś, najlepiej jak najszybciej. Zacznij się przygotowywać – zmroziło mnie od przesłania jego słów, zadeklarowanych stanowczym, niskim basem. Odwrócił się do mnie tyłem, dotykając klamki i nacisnął na nią, po czym wyszedł, niknąc cichymi krokami w długim korytarzu. Czy to, że oficjalnie nie okrzyknął mnie obłudnicą nie świadczyło o tym, że koniec końców i tak nią zostałam? Czułam się pokonana, jak zawsze w pojedynku z nim. I nie tyle co słabsza od niego, ale jak zwykle po prostu mu posłuszna. Odbierałam wrażenie, że dałabym to sobie wmówić, nawet gdyby prawda leżała po mojej stronie.
I czy właśnie przez to nie straciłam wszystkiego?
Rzuciłam się na łóżko, ściskając głowę, która bolała i chyba chciała wybuchnąć, by sobie ulżyć. Z jednej strony miałam ochotę się rozpłakać, z drugiej nie czułam nic, co mogłoby świadczyć choćby o napływających łzach – byłam na to chyba zbyt spięta, choć kompletnie roztrzęsiona. Straciłam siły, by się bronić i spierać z nim już dłużej. By powiedzieć mu coś więcej i zobaczyć go jeszcze raz. By trzymać się kurczowo tego miejsca, nie przyjść pod biurko Hokage i nie otrzymać odpowiedniej kary za swoją niesubordynację. I by okłamywać – przede wszystkim chyba samą siebie.
Wtedy też ściany zaczęły drżeć, a sufit sypać się drobinkami – wszystko w mojej głowie i poza nią zwyczajnie waliło mi się przed oczami. Osłupiała, zerwałam się do ucieczki dopiero kiedy pod wpływem nacisku jedna ze ścian pękła i buchnęła w moją stronę gęstym pyłem, utrudniając swobodny oddech i widoczność. Roztrzaskując drzwi, rzuciłam się pędem wzdłuż korytarzy których nie znałam i biegłam na oślep, przed siebie, niszcząc dłońmi spadające mi przed twarzą płaty gipsu i torując sobie drogę. Błądziłam po otoczeniu, które nikło i stawało się stertą gruzu i uciekałam, zdając sobie sprawę, że musiałam zostać tu sama. Byłam jedyną osobą w tym miejscu od bliżej nieokreślonego mi czasu.
Ale nie kiedy już wybiegłam na zewnątrz. Wtedy dostrzegłam poszukiwaną czwórkę, ale i czwórkę innych. I tylko jednego z nich, doskakującego do mnie w mgnieniu oka, kiedy próbowałam podnieść ciało, wspierając się na łokciach. Ubranego na czarno od góry do dołu, chwytającego za twarz, podtrzymującego ciało, zacieśniającego uścisk i kneblującego usta.


Przepraszam za czas oczekiwania nieproporcjonalny do długości rozdziału - jest mi za nią wręcz wstyd - ale rozmawiając niedawno na ten temat z jedną Meganą stwierdziłyśmy, że chyba za bardzo przywiązujemy do tego wagę na tyle, że robi się to przytłaczające i często wychodzi jak pisane na siłę. Zawsze sugerowałam się tym, co chcę zawrzeć w rozdziale – jaką akcję, wydarzenia i tak dalej i dlatego moje rozdziały chyba już zawsze pozostaną nieregularne względem długości, bo niekiedy będzie działo się więcej, niekiedy mniej.
Poza tym opadam z sił, bo koncepcję zmieniam już chyba dziesiąty raz i nadal coś mi nie pasuje. Wczoraj wpadłam znowu na inne i musiałam urwać w tym momencie, bo muszę to sobie przemyśleć. Przyszedł mi też do głowy pomysł zaczęcia wszystkiego od nowa, z przeniesieniem do świata rzeczywistego, ale żałowałabym tego pewnie, bo zawsze chciałam zawrzeć swoją wizję ich relacji po wojnie. Ale to dlatego, że chcę umieścić tu jak najwięcej tej dwójki i ciągle próbuję to ulepszyć. A z niczym, niiiczym nie szło mi aż tak opornie, serio, gdybym siedziała tyle nad fabułą innego bloga, chyba miałabym je zaplanowane od deski do deski XD Problem w tym, że blogów o tej tematyce jest okrutnie dużo, a ja, jak każdy autor, staram się napisać coś po prostu innego.
Mam nadzieję więc, że nie zaminusuję rozdziałem, który oddaje wam w łapki. Bo ja piszę ciągle, ciągle, ale niekoniecznie tu, na UM. Mam minimalny spadek fazy na Naruto, średni okres w życiu, mało słoneczne wakacje (a to naprawdę gigantycznie na mnie wpływa :-//) i poprawkę jednej części egzaminu przed sobą, dlatego też spieszyłam się, by nie dodać tego dopiero w połowie września.
Nigdy nie dałam aż tak długiej adnotacji, ale uwierzcie, naprawdę mi smutno :-( Czuję się wobec tego trochę bezsilna. Iiii, jeśli macie sposób na kopniaka motywacji, weny i ponowny zachwyt słodkim SasuSaku, to czekom! I buziam gorąco <3

11 komentarzy:

  1. Powojenne SasuSaku to coś, dla czego warto żyć! Ja tak bardzo to kocham i samą myśl ile przez ten czas się zdarzyło i mogło zdarzyć!
    Twoja wersja jest naprawdę wciągająca, do tego wprowadzasz wiele interesujących, małych wątków, nie mówiąc już o zakończeniu ^^ Te wszystkie niedomówienia sprawiają, że człowiek chce więcej! Mam nadzieję, że dostaniesz sporego kopniaka energii i weny, najważniejsze jest by pisać wtedy, kiedy ma się siłę i ochotę ^^
    Pozdrawiam serdecznie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyznaję pierwszy akapit jak głupia, totaaaaalnie, jakbyś mi to z serca wyjęła <3
      I cieszę się baaaardzo, że te małe wąteczki działają jak trzeba! Od tego tu właśnie są :-D Choć czasem wydłużają proces tworzenia rozdziału znacząco, aaaale mogą wiele zmienić, WIĘC MÓWIĘ IM TAK
      I dziękuję! iiii pozdrawiam też, cieplutko :->

      Usuń
  2. No tak!
    Poświęciłaś tyle linijek na to, by nas poprzepraszać... kiedy to my powinniśmy tyle samo dziękować tobie, za to że tworzysz coś tak cudownego.
    Twój styl jest tak cudowny, jak Mitshe, z Pandemonium.
    Obie tworzycie idealną wizję zamkniętego, milczącego Sasuke.
    Takiego, jakim był w anime.
    Dlatego czyta się z jeszcze większą przyjemnością.
    Dosłownie widzę ich przed oczami, obojga! Naiwną Sakurę, walczącą o każde jego spojrzenie..
    Słyszę nawet ich autentyczne głosy, kiedy czytam dialogi! Wszystko jest tak realistyczne, nieprzesadzone (jak u mnie XD).
    Cokolwiek byś nie dodała i tak będzie cudem.
    ...
    No a z końcówką, to ty mnie zaskoczyłaś! xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :o aż nie wiem, co powiedzieć :o
      Cieszę się bardzo, bo chcę go jak najbardziej oddać takiego, jaki jest w fabule... iii całą resztę w sumie też XD robię to, jak tylko umim, dlatego to, co powiedziałaś o tych dialogach, wow :o
      a do Mitshie, o rany, brakuje mi jeszcze niezliczonej ilość lat, jak nie drugiego życia XD poważka. niemniej jednak dziękuję, bardzo, bo jestem w szoku i znam ten komentarz niemalże na pamięć po tym wielokrotnym jego przeczytaniu :o :o
      i jeszcze trochę pozaskakuję.....CHYBA!
      dziękuję za cudowny komentarz. całuski :*

      Usuń
  3. Krążę po tym blogasiu i jeszcze go nie przeczytałam. Nie dość żem przegryw, to jeszcze bezczel. ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. omg, Oktopusia, to Ty! gdyby każdy zostawiał takiego oznajmiającego komcia, że był i tyle, to by blogowe życie było piękniejsze i bardziej satysfakcjonujące XD
      dziękuję Ci za ten przejaw szczerości, bardzo mje miło <3

      Usuń
  4. pisz. czekam. czuj presję xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pierniczę. Komentarz ze stycznia. Grubo.
      To tak... Saske taki niedostępny a jednak gadał z Kakaszem o Haruno - to chyba coś znaczy, nie?
      Zastanawiam się co chciał powiedzieć Jugo zanim Sakura mu przerwała. Wgl moje przemyślenie życia jako osoby z wykształceniem poniekąd technicznym jest takie, że ktoś odwalił szajs przy budowie tej kryjówki Orochimaru. Takie "Andrzej, to jebnie" No i jebło. :D
      Fajne jest uczucie, że nie muszę czekać na kolejny rozdział, bo już jest.
      Nadal liczę na rozwój postaci Sakury.

      Pozdro 600/900 (pozdro 2/3 xD)
      Konan

      Usuń
  5. W tym rozdziale widać progres. Jest napisany jakoś tak inaczej, bardzo płynnie, bardzo estetycznie. Nie wiem co się zmieniło, ale czytało się jeszcze przyjemniej niż pozostałe. Strasznie jestem ciekawa jak się rozwinie ten wątek SS. Nie mam pojęcia, co siedzi Ci w głowie.
    "I wiem jednocześnie, że jestem tu sama. " > pomyliłaś tutaj czasy, to jedyne do czego mogę się bardziej przyczepić.

    Ogólnie to wyjątkowo mam ochotę kopnąć Ciebie, a nie Sasuke, po tym rozdziale. Jestem chooolernie ciekawa, co tam się odjebało. XD

    Powtarzając komentarz ponad moim: "PISZ. CZUJ PRESJĘ. CZEKAM!" XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzooo <3 jak w sumie za wszystkie poprzednie komcie. to satysfakcjonujące, kiedy widzisz, że ktoś wertuje wszystkie rozdziały, ale zostawia znaczek pod każdym z nim, a nie idzie i zostawia takom pustkę w serdzu. nie wiem czy tylko ja tak mam? XD
      Wiesz, ostatnio przemknęłam sobie wzrokiem przez fragmenty tej noteczki i uznałam, że nie jest tak źle, więc MOŻE MASZ I RACJĘ XD
      o nie, z tym czasem to żal :-/ ogólnie akurat tego pilnuję jak głupia, bo jestem wyczulona na trzymanie się czasu, więc leciam poprawić z miejsca.
      nie wiem czy się dowiesz od razu XD ogólnie całe wyjaśnienie przyjdzie dużo później po wyjaśnieniu całej tej akcji XD więc zbieram się, bo póki co jedyne, co udało mi się posklejać to odpowiedzi na komcie, a jeszcze muszę coś przyswoić na jutrzejszy egzaminos.
      Dziękujam jeszcze raz, Ichirei i buziam gromko :-*

      Usuń