18 listopada 2017

IX. Niezastąpiona

I would kill to be your clothes
Cling to your body and hang from your bones
But I could make a mark, if youwould let me start
muzyczka

 – Musisz przejść do sali sto trzy, czeka tam na ciebie pacjent – usłyszałam głos Shizune za plecami. Stanęła w progu, z ręką zahaczoną o biodro i postąpiła przed siebie kilka kroków, przyglądając mi się nieco spod byka. Odgłos niskich, grubych obcasików rozlegał się po całym pomieszczeniu.
Przetarłam wierzchem dłoni czoło i poprawiłam zjeżdżające mi na nie włosy. Nie spojrzałam w jej stronę, bo zależało mi na tym, żeby uniknąć kontaktu wzrokowego. Patrzyłam prosto w podłogę, a głowa pękała mi od nadmiaru skołatanych myśli, przytłoczona i spowolniona nadmiarem pracy. Zdawała mi się nawet zbyt ciężka, by unieść ją na jakąś sensowną wysokość.
Już idę – odparłam, przypinając sprawdzone kabelki kroplówki do statywu. Zabrałam długopis i kartę pacjenta, zapisałam potrzebne dane w rubryczce i schowałam je w kieszeni fartucha.
Jak przebiegła kontrola?
Skończyłam ją godzinę temu. Nigdzie nie odnotowałam większych powikłań – odmeldowałam, choć zeszyt ze stanem pacjentów od tamtej pory leżał na jej biurku. Myślałam, że już go widziała. – Muszę jeszcze załatwić parę spraw.
To dobrze. Wyrób się do dziewiętnastej i wracaj do domu – to był rozkaz, jak i prośba zarazem. Widziała, że jestem wykończona albo słyszała, jak żaliłam się czasem pielęgniarkom, z którymi czasem zamieniałam słowo, bo bywały dni, w których wolnego czasu starczało mi jedynie na przekąszenie w biegu onigiri.
Zupełnie nie wiedząc czemu, spojrzałam w jej stronę i zmusiłam się do sztucznego uśmiechu, który prawdopodobnie okazał się moją zgubą.
Sakura, wszystko w porządku? – zapytała mnie, przyciskając do piersi stetoskop.
Tak, jest okej – odpowiedziałam, mijając łóżko i wyraźnie uciekając przed jej ewentualnymi, kolejnymi pytaniami, bo stawiałam kroki w nienaturalnie pospiesznym tempie. – Jestem po prostu zmęczona.
I mimo że była to odpowiedź wymijająca, nie kłamałam. Byłam zmęczona dosłownie wszystkim, począwszy od pracy, która przygniatała mnie swoim ogromem chyba dokładnie tak, jak wysnuła to sobie Tsunade. W szpitalu roiło się od roboty, jaką mnie obarczyła, bo przypisała mi kilkanaście dodatkowych pozycji, którymi zwykle się nie zajmowałam. Jedną z nich była kontrola stanu pacjentów na jednym oddziale i bloku pooperacyjnym, na co schodziło mi dobre półtora godziny i o tyle opóźniał się tym samym mój powrót do domu. Nie sądziłam, że aż tak bardzo mi nie ufa i zapobiega kolejnym takim występkom. Znała mnie przecież jak rzadko kto.
Z drugiej strony to nie od przepracowania, a nieustannych przemyśleń odchodziłam od zmysłów, co być może Piąta doskonale widziała, dlatego postanowiła wepchnąć w mój wolny czas jak najwięcej zajęć, bym byle czym zajęła głowę i nie pozostała z myślami sam na sam. W końcu sama miała podobne doświadczenie, więc byłam przekonana, że robi to tylko i wyłącznie w trosce o moje zdrowie i o to, bym nie przejechała się na własnej głupocie.
Tymczasem babrałam się w tym dalej. Niechcący, czasem też może nieświadomie. Truchtałam pośpiesznie, przyciskając do klatki piersiowej formularz i opierałam o niego brodę. Za nic nie potrafiłam przegnać obrazu, który nie nękał mnie już, a torturował. Miałam zwyczajnie dość słabości i braku kontroli nad swoim umysłem. Dość tego, że czułam jak chora w tym stanie, który trwał od lat.
Zastanawiałam się, dlaczego tę trasę wybrali. Czy nieświadomie, czy też może zupełnie celowo, wręcz z premedytacją. Chybotałam się pomiędzy jedną a drugą Sakurą, tą paranoiczną a przewrażliwioną i to doprowadzało mnie do szału. Nie wiedziałam, czy przesadzam czy po prostu dobrze odbieram znaki, jakie my wysyłali.
Upijałam wtedy na szybko herbatę w swoim gabinecie, przypadkowo zerkając przez okno. Szli spokojnym, wolnym tempem, alejką okalającą teren szpitala. Sasuke miał dłonie splecione na lędźwi i patrzył sztywno przed siebie. Karin z kolei co jakiś czas nerwowo poprawiała okulary, zerkając ukradkiem na profil Uchihy, a ręce luźno zwisały wzdłuż jej tułowia.
Nie wiedziałam, od kiedy była w Wiosce; nie wiedziałam, że w ogóle w niej była. Miałam wrażenie, że rozmawiali na temat misji – bałam się, że mówili o czymś innym.
Z samym Sasuke nie zamieniłam ani słowa od momentu powrotu do Liścia. Minęło zaledwie pięć dni – powtarzano mi, że nie ma teraz czasu i musi uregulować zbyt wiele formalności, że go teraz nie zobaczę, bo nie ma na to czasu. Czy w związku z tym, że wyraźnie starczało mu go na mozolne przechadzki po Wiosce, pozałatwiał już wszystkie sprawy? Czy zwyczajnie mnie głupio zbywano, bym dała mu spokój? I czy było to z jego polecenia czy też nie?
Wtargnęłam do zupełnie pustej sali. Dwa dni temu wypisano stąd trzech, starszych ludzi, którzy potrzebowali opieki i kilkugodzinnego podłączenia pod kroplówkę. Rzuciłam formularzem na zaścielone łóżko, a drzwi zamknęły się za mną na skutek siły, jakimi je przyciągnęłam. W półmroku odnalazłam lekarski taboret i usiadłam na nim z plaskiem. Zakryłam twarz w dłoniach i dałam sobie upust łzom, bo nie mogłam pozwolić na to, żeby niespodziewanie rozpłakać się przy pacjentach.

Leżałam i wpatrywałam uporczywie w sufit sypialni, nieprzekonana myślą, że mam podnieść się z łóżka. Chciałam się upewnić, czy słyszane dźwięki były snem, omamami czy jednak tymi dochodzącymi zza drzwi wejściowych do mojego mieszkania. Usłyszałam pukanie, chyba trzecie z kolei, które zmusiło mnie do wciśnięcia nagich stóp w puchate kapcie. Dochodziła dwudziesta trzecia, a ja niecałe cztery godziny po skończonej pracy i zaledwie siedem do pobudki przed rozpoczęciem kolejnej zmiany, zdążyłam przegryźć owsiankę, wykąpać się i rzucić na łóżko. Wszystko wskazywało na to, że kompletnie wyssanej z energii, udało mi się zasnąć szybko, ale nie na długo. Tymczasem podeszłam do okna, zaglądając przez nie zza zazdrostki i dostrzegłam sylwetkę postaci, która mówiła mi wszystko.
Nie przypuszczałem, że obudzę cię o tej porze.
Stałam przed nim w różowej koszuli nocnej i przecierałam zamglone oczy. Wyglądało to zupełnie jednoznacznie. Widok nie pozostawiał mu żadnych wątpliwości, że wyrwał mnie z morfeuszowych objęć.
To awaryjna sytuacja – zapewne tak sama jak ta, z którą do mnie przychodził. Nic nienadzwyczajnego nie sprowadziłby go tutaj o tej godzinie, o której normalnie sam kładłby się do łóżka. – Zwykle nie rozkłada mnie tak szybko.
Wrócę innym razem – wymamrotał. Zachowywał się dość dziwnie, choć nadal ani trochę nie wydawał się być skrępowany sytuacją, w której stałam przed nim jedynie w piżamie, bez makijażu, będąc kompletnie zaspana, a z nerwów nieustannie jeżyła mi się skóra. – To nic pilnego.
Nic pilnego, żeby zjawiać się przed północą? – podpuściłam go, ściągając brwi i odruchowo splatając ręce na piersiach.
Tylko teraz miałem pewność, że zastanę cię w mieszkaniu – odparł, akcentując wyraźnie. – To nie pierwszy raz, kiedy próbuję.
Och. To w zupełności nie było to, czego się spodziewałam.
To przez pracę. Całymi dniami siedzę w szpitalu – wydukałam, niby nieprzejęta tym, co przed chwilą mi wyznał. Jasnym dla mnie było, że nie zasnęłabym po tym krótkim epizodzie, snując tezy na temat tego, o czym chciał rozmawiać. Chciałam więc go przekonać, że tylko przejściem przez próg mi pomoże, ale bałam się, że nie uda mi się tego dokonać, nie mówiąc wprost, co mam na myśli. – Dlatego prawie wcale nie ma mnie teraz w domu.
Nie chcę ci przeszkadzać.
Wejdź, skoro w końcu udało ci się mnie złapać – przekonywałam go, cofając się i robiąc miejsce w przejściu, równocześnie zaczesując za ucho pasmo włosów. – Chociaż na chwilę. Zdążę się wyspać.
Wbiłam wzrok w drewniane belki ganku, patrząc wyłącznie na ruch jego stóp. Postawił krok do przodu; następnie zatrzymał się i podrygiwał kolanami, a potem postąpił kolejne, prowadzące wprost do mojego mieszkania. Tak po prostu. Bez większego wysiłku i dodatkowego namawiania, a ja poczułam ulgę, że nie musiałam już nic więcej mówić.
Przekroczył próg mieszkania cicho i ostrożnie, jak gdyby nie chciał obudzić nikogo więcej. Ukradkiem rozglądał się po pomieszczeniu, choć ruchy jego głowy były dyskretne i najwidoczniej ukrywał przede mną swoje zainteresowanie, nie chcąc wyjść na wścibskiego. Niepewnie stanął tuż obok kanapy i powiódł wzrokiem po wszystkich ścianach, zawieszając na dłużej wzrok na wiszących na niej kilku obrazach. Cicho zamknęłam drzwi i obserwowałam jego poczynania bojąc się, że wyczuje, że nie robię nic innego poza przyglądaniem się mu. Zacisnęłam palce na klamce drzwi i mruknęłam hasło, by nie miał wątpliwości względem zachowania się w tym miejscu.
Rozgość się, Sasuke.
Kiedy się przeprowadziłaś? – zapytał błyskawicznie, jak gdyby to była odpowiedź w grze na czas.
W tamtym roku, na przełomie września – odparłam.
To drugi skraj Wioski – wywnioskował. Byłam w jakiś sposób uraczona tym, że pamiętał lokalizację mojego rodzinnego domu i śmiał o tym wspomnieć.
To i tak niedaleko domu. Zachodzę tam niemal codziennie – bo rodzice nie daliby mi żyć, dokończyłam w myślach. Aktualne mieszkanie zostało mi przyznane ze względu na pracę. Miałam stąd nawet o te piętnaście minut drogi bliżej, które nie raz okazały się być niezwykle cenne.
Zaparzę herbatę – oświadczyłam, ruszając w stronę kuchni, by tylko nadać sobie jakiejś sensownej czynności i nie stać tu jak kołek, skrępowana samą jego obecnością w tym miejscu.
Nie fatyguj się niepotrzebnie. Nie chcę zajmować ci zbyt dużo czasu.
Chciałam mimo wszystko ugościć go tak, jak należy; nawet, gdy ów gość sobie tego nie życzy. Tyle że powstrzymujący mnie przed tym jego baczny wzrok, który spoczął na moich plecach, paraliżował mnie. Zwróciłam się w kierunku kuchni, jednak nie wykonałam w jej stronę żadnego kroku.
O czym chciałeś porozmawiać, Sasuke? – rzuciłam, zsuwając wszystkie pozostałe tematy na drugi plan. Choć chciałam jeszcze chwilę pomęczyć go propozycjami zaoferowania ciepłego naparu albo dać oswoić mu się w moich czterech kątach i w tym czasie poprzyglądać mu się nieco mniej zauważalnie niż zwykle.
Chciałem przekazać ci, że wyruszam dalej – oświadczył, poprawiając mnie zarazem. Przyszedł mi to powiedzieć, nie debatować czy rozmawiać. Nie potrzebował mojego zdania ani niczego innego – to była jego decyzja oraz po części fakt dokonany. – Nie ma już żadnej sprawy, która trzymałaby mnie dłużej w Wiosce.
To... bardzo szybko – skwitowałam zupełnie bezmyślnie, wypuszczając ze słowami całe powietrze, jakie posiadałam w płucach. Liczyłam, że całkiem sprawnie uda mi się ukryć smutek w głosie, choć czułam, jak niewypowiedziane słowa łamią mi się już w gardle. Chciałam odegnać od siebie wszelkie wizje mojego stanu, kiedy zniknie. Uczucie pustki ogarnęło mnie tak mocno, jak dzieje się to w chwilach największej słabości, kiedy miłość do niego boli mnie najbardziej. I nie chciałam tego znowu tak szybko, kiedy nawet nie zdążyłam zmyć resztek poprzednich wspomnień. To jak przykładanie nagrzanego pręta w miejscu, w których rana nie zdążyła się jeszcze zagoić i wypalanie dodatkowych, nowych znamion. – Kiedy dokładnie chcesz wyruszyć? – wykrztusiłam z siebie, przełykając uprzednio ślinę.
W przyszłym tygodniu. Kakashi ma dla mnie kolejną misję i nie widzę powodu, by przeciągać pobyt.
Serce zabolało mnie jak ukłute szpilką. Zastanawiałam się, czy wiedział, jak niektóre stwierdzenia na mnie oddziaływały. Miałam jedynie nadzieję, że nie robi tego celowo, umyślnie, a jest po prostu poharatany w pewnych kwestiach międzyludzkich relacji. Pomyślałam o Sai’u – człowieku, z którego człowiecze odruchy były wysysane niczym pompa i wyzbywano się ich siłą, zmuszając do kompletnie nieludzkich pobudek.
A wszystkie sprawy związane z misją? – wycedziłam, bo nic innego nie przyszło mi do głowy. Odruchowo usiadłam na kanapie i poprawiłam przód koszuli nocnej. Od początku czułam się niezręcznie w związku z tym, że staliśmy, tak jakby wpadł jedynie przelotną, szybką rozmowę i zaraz musiał wychodzić.
Są już zakończone – odpowiedział zdawkowo. Milczał i perfidnie wpatrywał się w moją twarz, jak gdyby analizując emocje, które się na niej rozgrywały. Miałam wrażenie, że testuje i sprawdza, jak działają jego słowa; trochę jak badacz, który sprawdza słuszność swoich hipotez i trochę jak szaleniec, który czerpie z tego satysfakcję. Byłam ciekawa, które z nich rozpoznawał, kojarzył, a które znał już na pamięć.
Bo tak właśnie teraz wyglądał. Nieco pochylony, z rękami puszczonymi wolno po bokach. Czarna grzywa zasłaniała mu lewe oko. Usta luźno rysowały się w wąską linię, z kącikami ust naturalnie skierowanymi w dół. Patrzył wyczekująco i milczał, a ja nie wiedziałam dlaczego.
Kiedy chcesz wrócić? – zapytałam, zupełnie i wyłącznie po to, by przedłużyć rozmowę.
Nic nie planuję. Wszystko okaże się z czasem.
Wyruszasz sam?
Nie.
A więc jednak. Prawdopodobnie omawiali to dzisiejszego popołudnia, spacerując po Wiosce. Z pewnością kłamał i wcale nie dobijał się do moich drzwi wcześniej, bo nie miał jaką informacją mnie oświecić, a dopiero dzisiaj, kiedy już wszystko było dla niego jasne i plan był kompletny. Poza tym wizja Uchihy, pukającego do moich drzwi, nie zastająca nikogo i odchodząca z zawodem, wydawała mi się zbyt satysfakcjonująca, by faktycznie miała miejsce w rzeczywistości.
Pobladłam i opuściłam głowę, jakobym przyjmowała porażkę z pokorą.
Sądzisz że złamałbym dane słowo? – wypalił nagle. – Jak marne jest twoje zdanie na mój temat, Sakura? Czy może nie powinienem tego wiedzieć?
To było jak wybuch – nagłe i niezapowiedziane. Coś jakby zmusiło go do przerwania napięcia i tego, o czym właśnie rozmawialiśmy. Był zniecierpliwiony i odrobinę wściekły. Świdrował mnie wzrokiem i karcił mnie nim, że robię to, co robię – napełniałam się smutkiem. Nie wiedziałam, o czym to wszystko świadczy i do czego się sprowadza. Nawet wyraz jego twarzy był mieszanką emocji, których nie pamiętałam.
Powiedzmy, że jestem przygotowana na wszystko.
Masz na myśli same rozczarowania? Tylko to ze mną wiążesz? – pił dalej. I szokował mnie jeszcze bardziej. Czy denerwowało go moje podejście? To, że mu nie wierzę i że boję się, bo ranił mnie po tysiąckroć? Czy naprawdę aż tak go to dziwiło? I czy był zły na mnie czy może na siebie?
Nie przywykłam do niczego innego przez pozostałe lata. Jestem zwyczajnie uprzedzona, Sasuke.
Bałam się jak nigdy. Bałam się, że wybuchnie kłótnia, której nie umiałabym kontrolować. Że powiem za dużo albo nie powiem nic, a to wszystko potoczy się tak, że wyjdzie bez słowa i znowu nie zobaczę go przez kilka lat.
Nie raz czułam, kiedy patrzono na mnie jak na skończoną idiotkę, a w myślach nazywano mnie głupią. Że specjalnie brnę w to bzdurne uczucie, przesycone jedyne pustką, dziecięcą naiwnością i młodzieńczymi uniesieniami. Spychano to uczucie na dalsze plany i klasyfikowano jako teoretycznie niegroźne, objawiające się maniakalną obsesją, z podłożem nieco chorobliwego zauroczenia. Nie mogłam sobie jednak wyobrazić, w jaki inny sposób mogłabym kochać tego człowieka. Czy miłość miała zawsze się zawierać w granicach jakiegoś rozsądku oraz mądrych, świadomych decyzji? W takim razie jaką rangę można by było przypisać temu uczuciu i czym miałaby się tak wyróżniać na tle innych? I dlaczego to obcy ludzie, nieobecni w takich momentach jak ten, kiedy byliśmy sam na sam, mieliby oceniać nasza relację?
Teraz po części czułam, jak niezdrowo to wszystko na mnie odreagowuje. Poczułam zawroty w głowie i dziękowałam sobie, że zdecydowałam się przycupnąć te pare chwil wcześniej, by teraz nie bać się o niepowodzenie w pracy mojego błędnika.
Czekałam na jego odpowiedź i obiecałam nie odezwać się do momentu, w którym jej nie dostanę. Byłam zwyczajnie ciekawa. Nie potrafiłam rozgryźć tego człowieka, ale miałam wrażenie, że on sam miał z tym podobne trudności. Robił to, co uważał za najbardziej słuszne i mówił to, co przychodziło mu na język, dopiero później analizując, co właściwie nim kieruje.
Sasuke westchnął, chwilę pobłądził wzrokiem, rysując koła na dywanie, przegryzł wyrzucone mu słowa i powiedział bez ogródek.
Przyszedłem dowiedzieć się, kiedy kończysz odbywane godziny w szpitalu.
A więc wybrał zbycie tematu i uniknięcie nieprzychylnej mu odpowiedzi.
Co to ma do rzeczy, Sasuke?
Aby wrócić tu po ciebie.
Nic nie powiedziałam. Nie potrafiłam. Zastanawiałam się, jak muszę teraz wyglądać. Uchicha z kolei nieoczekiwanie przerwał ciszę, kontynuując.
Nie mogę czekać tyle czasu, siedząc bezczynnie. W tym okresie po prostu wrócę do Wioski albo znajdę się w jej okolicy – wyjaśniał spokojnym tonem, patrząc na mnie wnikliwie. Czarne jak węgliki oczy połyskiwały w ciemności, choć nie odbijały żadnego światła, bo w pobliżu nie było żadnego jego źródła, poza wpadającą za jego plecami srebrną łuną księżyca. – Przyszedłem to ustalić.
Dalej milczałam. Nie wiedziałam ile, ale w końcu usłyszałam upomnienie.
Sakura, czekam na twoją odpowiedź.
Potrwają jeszcze miesiąc – wydukałam. – Kończę je za miesiąc...
Czyli? – najwidoczniej potrzebował konkretów.
Według grafiku powinnam wyrobić wszystkie godziny w trzecim tygodniu września – odparłam, latając oczami na boki i przegryzając dolną wargę. Nadal nie wierzyłam, że naprawdę to powiedział. Potrzebowałam chwili, by ochłonąć, a nie miałam nawet gdzie schować się na moment, bo stałam w centrum pola jego widzenia. Skuliłam się jedynie, opuszczając głowę i wbijając wzrok w podłogę. – Od ostatniego powinnam być wolna.
Wolna. Zabrzmiało to co najmniej, jak gdybym odpowiadała mu na zapytanie na randkę. Miałam ochotę stuknąć się w łeb na moją niesłowność, której w tym momencie się wstydziłam. Z drugiej strony pomyślałam, że to moje wrodzone określenie na te katusze, które zgotowała mi Tsunade i przez które czułam się uwiązana do miejsca pracy.
Skinął jedynie głową i spojrzał na bok. Poderwał się i spacerowym chodem podszedł do małej komódki, podniósł leżącą tam drewnianą szkatułkę i zaczął obracać ją w palcach.
Karin prosiła o przekazanie ci przeprosin – zmienił znowu tor rozmowy. Chciałam krzyknąć, by mu przeszkodzić i za nic nie odbijać tak szybko od poprzedniego wątku, który, jak sam wspomniał, był sednem jego wizyty. Tamten przyspieszył tony mojego serca i przyjemnie rozluźnił rozgrzane mięśnie. Napoczęty wprowadzał pewien zgrzyt i dodatkowo zawodziło mnie, że tor naszej rozmowy miał skierować się na Uzumaki. – Ma nadzieję, że nie zrozumiałaś jej ostatnim razem zbyt opacznie.
Jej sprawa była na swój sposób zawsze dla mnie nieco drażniąca. Słysząc, co rzekomo mu przekazała, znieruchomiałam i dopytałam.
– Przeprosić za co? Co dokładnie masz na myśli?
Waszą rozmowę w kryjówce – zaczął. Spojrzał znowu gdzieś w bok, a ja z pamięci zlokalizowałam, że znajduje się tam porcelanowy wazon i wetknięte do jego środka herbaciane róże. – Wspomniała, że powiedziała coś, co mogło cię urazić – wyjaśnił.
Od razu przed oczami stanęła mi scena, kiedy Uzumaki znalazła się w komnacie Sasuke, w której spałam, obwieszczając mi złowieszczo brzmiący nakaz. Przeszły mnie dreszcze.
W rzeczywistości chciała cię chronić.
Chronić? Niby w jaki sposób? – przypomniałam sobie jej słowa. Nawet jeśli chciała tym sposobem przed czymś mnie obronić, mogła użyć delikatniejszych słów, a nie takich, których celowo przybraną zgryźliwość ciężko będzie mi potem odrzucić.
Licząc, że nie jest za późno myślała, że twoja ucieczka będzie najlepszym rozwiązaniem – kończył. – Nie chciała, żebyś niepotrzebnie wplątała się w tą misję wiedząc, że będziesz potencjalnym obiektem zainteresowania. Ta kobieta, Yumeka, pamiętasz ją – ciągnął dalej. Przed oczami stanął mi obraz ciemnowłosej nieznajomej o charakterystycznej urodzie – pełnych ustach i groźnym spojrzeniu. Sposób, w jaki Sasuke wypowiedział jej imię, przyprawił mnie o zazdrość, mimo że na własne oczy widziałam, jak nienawistnie oplatał jej szyję palcami i boleśnie przyciskał do pnia drzewa. – Sprawdzała cię. Dostała polecenie od swojej Wioski, bo warunkiem współpracy było oddanie im na czas ataku na Konohę jednego z medyków, których zrobiło nam się w szeregach aż dwoje, kiedy przyszłaś. Karin poszła za ciebie, spędzając całą noc w obozowisku potencjalnego wroga.
Nawet nie podejrzewałam, że mogła zrobić coś takiego – wyznałam szczerze. Nadal nie wierzyłam, że to o niej mówimy.
Co znaczy, że wszystko poszło zgodnie z planem – skwitował, kiwnąwszy głową i przymykając na moment oczy. – Miałaś o niczym nie wiedzieć.
Najwidoczniej… – urwałam, kończąc dokładnie tym, co kołatało mi się w głowie. – Przekazała to na tyle realistycznie, że nie sposób było się domyśleć.
Prychnął zdawkowo, wyraźnie rozbawiony. Rozszerzyłam oczy w niedowierzaniu.
Zapewniała, że tak będzie. I ma nadzieję, że jej uwierzysz. Ręczę za nią – przerwał, zamyślając się i wbijając wzrok w dywan, na którym stała kanapa. Cały czas nie opuszczało mnie wrażenie, że badał wystrój mojego domu coraz bardziej śmiało i nieskrępowanie i jest nim w jakiś sposób zaintrygowany. – Choć nie podobało mi się, że to zrobiła to bez czyjejkolwiek wiedzy.
Pamiętam, że powiedziałeś mi, że nie mogę już teraz wrócić do Wioski – wspomniałam.
Gdybyś uciekła, narobiłabyś tylko kłopotów, dlatego jej samolubność mogła okazać się głupotą i tylko przysporzyłaby nam problemów – przytaknął mi. Odwrócił się i stał bokiem zarówno do mnie jak i do mebla, który przed chwilą oglądał.
Przepraszam. Wiem, że jedynie namieszałam – wyznałam. Odruchowo zacisnęłam palce na krawędzi koszuli i wpatrywałam się w nią, nie chcąc napotkać jego wzroku. Czułam się jak dziecko pod naporem rozeźlonego rodzica. – Nawet nie wiesz, jak głupio się teraz czuję.
Teraz, kiedy wiedzą o tym wszyscy nasi znajomi i dodatkowe pół Wioski. Zszargałam swoją opinię jednego z wyzwolicieli spod panowania Kaguyi i planu Księżycowego Oka, uczennicy Piątego Hokage, dobrego, praktykującego medyka na zwykłą, rozwydrzoną smarkulę, którą kiedyś byłam w ich oczach. To jak powrót do niechcianej przeszłości albo raczej coś, z czego nigdy się nie wyrasta.
Jesteś jedyną, która za to odpokutowuje. I jakimś cudem twoja obecność miała mimo wszystko więcej plusów. Skąd je masz, Sakura?
Uniosłam głowę, wyraźnie zaintrygowana. Nawet nie odnotowałam, kiedy podszedł do drugiej komody z zawieszonej nad nią lustrem i kwiatami we flakonie, upstrzonym błękitną mozaiką. Ujął w palce koronę jednej róży i badał ją opuszkami.
Kupiłam je w sklepie matki Ino – odpowiedziałam. Nie potrafiłam wywnioskować, dlaczego go zaintrygowały. Nie zdołałam przekonać się do pomysłu, że jakkolwiek lubiłby kwiaty albo mógłby być pod wpływem ich uroku. Prędzej zwierzę albo jakiś majestatyczny widok mogłyby zrobić z nim coś podobnego. Nieraz widziałam to, kiedy odpoczywaliśmy po misji za czasów genina.
Potrząsnęłam głową, przypominając sobie jego wcześniejsze stwierdzenie.
O jakich plusach mówisz?
Widzisz, Haruno – urwał celowo, spoglądając przed siebie. Tym razem padło na kuchnię. Okiełznał ją wzrokiem, rozchylił delikatnie usta i mrugnął kilka razy, wpatrując się w nią jakoś ciepło. – Na swój sposób twoja obecność zawsze sprawia, że robi się ciekawiej. Gdziekolwiek byś nie była, wprowadzasz chaos, zamieszanie. Jesteś głośna i tym samym jako jedyna paradoksalnie uciszasz wszystkie myśli, które kotłują się w mojej głowie, kiedy nie mogę z nimi wytrzymać.
Chcesz więc teraz powiedzieć, że widzisz jakieś zalety tego, czego kiedyś we mnie nie znosiłeś? – dopytałam niepewnie, kryjąc radość wynikającą z jego słów, które dopiero zaczęłam przetwarzać.
Nigdy nie powiedziałem czegoś podobnego – usprawiedliwił się. – Prawdopodobnie to jeden z twoich nieudanych wniosków.
Serce zadudniło mi w klatce, dając znać, że tam jest i urosło jakieś pięć razy w przeciągu tych kilku sekund.
Nadal jednak jest mi źle, Sasuke – wyparowałam, zła na siebie, że nie umiem rozmawiać z nim ten sposób. Jego słowa rozłożyły mnie na łopatki, zupełnie jak wzrok, który znowu ulokował na moim profilu. Nie byłam w stanie trzeźwo myśleć i chwytałam się pierwszej lepsze idei, jaka wpadła do mojej głowy.
Całkiem zbędnie – odparł w odpowiedzi szybko. – To minęło, Sakura. Przestań zawracać sobie głowy tym, czego nie ma i nie jest już istotne.
Pocieszenie w jego wydaniu było ostatnim, czego się spodziewałam. Nie z ust tego Uchihy – zwykle pouczającego, może też trochę egoistycznego. Zazwyczaj nie zajmował sobie głowy czyimiś sprawami. Nie leżało też w jego interesie wyprowadzanie ich z błędu – a przynajmniej nie mówił tego na głos, nie obwieszczał. Nie zależało mu na tym. Wszystko z reguły trzymał dla siebie.
To nie takie łatwe.
A ja wiem to jak nikt inny – ciągnął dalej. – W porównaniu z moją kartą przewinień, jeden twój występek to nic.
Wyczułam barwę zawodu w jego głosie.
To nie tak, Sasuke. Ludzie zapominają o tym. Odkupujesz swoje winy. To się dla nich liczy...
Czuję to, Sakura. Wiem, że tak nie jest, bo ciągle to czuję. Widzę tylko napięcie i strach, jaki sieję w oczach tych ludzi, gdy tylko się pojawiam. Spojrzenia różnią się tym, że są albo niepewne i strwożone albo pełne nienawiści. Nawet tu, w Liściu.
To nieprawda, Sasuke… – przeczące ruchy głowy miały mu zapewnić, jak bardzo się mylił. – Znam tych ludzi. Wiem, jakie jest ich zdanie. Ufają ci, Sasuke i wierzą w ciebie. Patrzą na ciebie jak na obrońcę Wioski.
Ty tak to widzisz, Sakura – jego ton stał się niższy – dlatego nie zdajesz sobie sprawy z tego, co jest naokoło. Ludzie o wiele łatwiej przypominają sobie to, co złe niż dobre. Wcale nie odkupiłem swoich win, nie w ich mniemaniu. Jeszcze dużo czasu przede mną, aby w pełni mi zaufali i o ile w ogóle kiedykolwiek to zrobią. Dlatego nie mogę bezczynnie siedzieć, bo nie chcę i nie mogę tylko siedzieć. Nie sprawia mi żadnej przyjemności siedzenie tu, gdzie patrzy się na mnie nadal jak na intruza.
Zapadła cisza.
Zawsze chcesz tak uciekać? – spytałam. Mój ton można było przyrównać do głosu spłoszonej owieczki, gdyby tylko dało się jakiejś możliwość wypowiedzenia tego zdania. Nie chciałam pogrążać go dalej, a bałam się, że to właśnie zrobiłam. Poza tym, nie byłam w stanie dać mu tej ulgi. Nie potrafiłam wyprowadzić go z błędu i udowodnić, że jest inaczej. Jego wnioski najprawdopodobniej też były czymś poparte, więc wiedział, o czym mówi.
Tak długo, jak to będzie koniecznie.
Miałam wrażenie, że to zdanie to wyrok. Jak opuszczone wrota, których nie podniesie się ani siłą a słowami, a jedynie czyjąś wolą – w tym przypadku jego. I że ja, jak zwykle, stoję po drugiej stronie, patrząc, jak znowu odchodzi.
Nie myślałeś, że może to ty obarczasz się czymś, czego tak naprawdę nie ma? Nadpisujesz. Sam czujesz o wiele większa winę i żal niż ludzie żywią do ciebie – próbowałam, choć czułam się jak mysz w walce z lwem.
Chcę to poczuć – odparł szybko, zdawkowo, ale spokojnie. – Nie chcę żyć w niepewności, czy tak jest czy nie. Nie chce się domyślać. Mam tego dość, bo próbowałem, ale to nie działa.
Zawsze myślałam, że nie obchodzi cię zdanie innych, Sasuke. Że jesteś w stanie je zlekceważyć, nie przejmując się nim.
Przypuszczałaś, że wyrzekłem się wszelkich uczuć przez poprzednie kilka lat? – kąsał. Patrzył na mnie spode łba, a jego oczy zaświeciły groźnie. – Zdajesz sobie sprawę, że człowiek nie jest w stanie wyzbyć się ich całkowicie, prawda? Nikt. To zwyczajnie niemożliwe.
Nie – wydukałam szybko i panicznie. – Zawsze robiłeś co chciałeś, bez względu na ogólną opinię. Mówię tylko o twojej dotychczasowej obojętności.
Z kolei to, o którym mówimy, jest z całą pewnością zwyczajnie niewygodne.
Pomyślałam, jak bardzo musiała boleć go ta sprawa. To, jakiego potwora robią z niego ludzie. Zrobiło mi się go żal. Mogłabym siedzieć z nim godzinami, tulić go do siebie i powtarzać w kółko jak mantrę, że tak nie jest, nie da innych i na pewno nie dla mnie. Równie bolesna była szybka myśl, że z całą pewnością tego nie chce i nie tego potrzebuje.
Wiem, że może być uciążliwe – napomknęłam. – Ale tak czasami jest, Sasuke, że pewne rzeczy trzeba od siebie odsunąć… tak po prostu. Bo ciężko zrobić z nimi cokolwiek innego. Każdy boryka się z czymś takim. Różnimy się tylko rodzajem tego problemu.
Zatrzymał się na moment. Złapaliśmy swoje spojrzenia, a moje słowa zawisły w powietrzu.
Ale chcę spróbować. Chcę się tego pozbyć, Sakura. Powinnaś to zrozumieć – wyznał z przeciągłym jękiem, jak gdyby zależało mu na tym. – Tak jak zwykle to robisz. Jedynie ty i ten Osioł – zaakcentował, mówiąc o Naruto. 
To się nazywa więziami. Przyjaźnimy się przecież od dawna… – urwałam i choć chciałam skompletować odpowiedź, wtargnął ze swoimi słowami.
Swoje uczucie do mnie nazywasz przyjaźnią? – podpuścił mnie, ciągle patrząc się wnikliwie i badając moją twarz. – Nie chcesz mi powiedzieć, że przyjaźń w naszej relacji ci wystarczy?
To było jak przyparcie do muru i żądanie odpowiedzi. Miałam ochotę uciec albo zastosować jego sztuczkę, bo nie godziłam się na prostą odpowiedź w obliczu jego perfidnego pytania.
Sasuke, do czego zmierza ta rozmowa? Chcesz mojego kolejnego wyznania? – wymamrotałam poddańczo.
Nie. Zadałaś pytanie, więc ci na nie odpowiadam – odetchnął jakby cicho. – Niczego od ciebie nie oczekuję, Sakura. Już wystarczająco dużo wiem. I chcę wykonać chociaż jeden krok, którym mogę się tobie odwdzięczyć.
Wdzięczność? Tylko to tobą kieruje? – byłam na granicy. Miałam ochotę się rozpłakać, bo znowu nie wiedziałam na czym stoję, a on bawił mi się moją pozycją w jego życiu, która w mojej głowie była już wyjątkowo mocno nagryzmolona, jak gdybym była lalką w jego dłoniach. Ciągle przesuwał mnie swoimi słowami.
Doskonale wiesz, że gdyby wdzięczność była jedyną powinnością, jaką wobec ciebie czuję, nie byłoby mnie tutaj. Nie przyszedłbym tu tylko z wdzięczności.
Moje gardło stało się jednym, wyschniętym wiórem. Usilnie przełknęłam resztki śliny, siląc się na odpowiedź. Zacisnęłam piąstki na krawędziach koszuli.
Więc co takiego, Sasuke? – wyczułam wściekłość w moim głosie. On chyba też, bo barwa jego głosu złagodniała zauważalnie.
Coś, czego nie potrafię nazwać. Dlatego tak bardzo mnie męczy i chciałbym to poznać.
Świat się zatrzymał, a ja wraz z nim. Zastygłam tak jak wszystko wokół mnie – oprócz Sasuke, który jako jedyny z tego, co miałam przed sobą, wyglądało tak jak wcześniej. Choć okalała nas ciemność, widziałam wyraźnie, jak po tych słowach odwraca się i kieruje w stronę drzwi.
Czekaj na znak ode mnie – mruknął i dodał na kolejne żmudne, długie dni wyczekiwania, przepełnione, ale które tym razem miały zwiastować lepszy, jaśniejszy koniec. – Do zobaczenia, Sakura. Wyśpij się dobrze.



Wybaczcie jeśli to jest zbyt suche – bo takie mi się wydaje – naprawdę, mam jakiś problem z pisaniem tego. XD Nie wiem, w czym leży problem, ale to chyba coś nie zgrzyta pomiędzy mną a światem, w którym ta baja jest osadzona i nie potrafimy się za nic dogadać. Od samego początku. Właśnie, w ogóle, czy można jakoś sensownie pozbyć się pierwszych rozdziałów, tak żeby reszta fabuła się trzymała? Musiałam wrócić do nich podczas pisania tego i jestem zażenowana. xD


11 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. KUUUURNAAAAA!!!
      SPADAJ ADRIEMMER-CHAN
      PEACE & LOVE

      Usuń
    2. TY TO ZACZĘŁAŚ, BEJB, RADZĘ SZLAJAĆ SIĘ DALEJ PO INNYCH MIASTACH, TO TO SIĘ NIE SKOŃCZY.
      Jeszcze nikt mnie tak nie nazwał, no nikt. XDDD I w sumie to nie wiem, czemu ja mam spadać. To Ty zjebałaś. XD
      No, no, lowe

      Usuń
    3. Zza zakończenie masz spadać ZIOM, bo takie urwanie jest karygodne. Ja Cię NAUCZĘ. JESZCZE LUDZI Z CIEBIE ZROBIĘ

      ano szlajam się LOL i ktoś musi być PIERWSZY

      Usuń
  2. Niedosyt. Adrmiemmer co Ty zrobiłaś właśnie w tym momencie? Co tu się wydarzyło? Właśnie nic. AAAAAA. A ja tu oczekiwałam wyznań i płomiennego romansu. Wincyj!! I czemu ta notka taka krótka. (już przyszłam i narzekam! XD)

    A ogólnie bardzo dobrze się czytało - jak zwykle.
    Śmieję się z tego płomiennego romansu, ale reakcja Sakury jak najbardziej na miejscu. Kto normalny by mu ufał gdyby był nią?
    Babcia Tsunade wie co jest dla Haruno najlepsze. Robota na stany depresyjne. Cudo :D.

    Czekam na ciąg dalszy. I nie mów, że to koniec!

    PS: W następnym opowiadaniu chcę Hashiramę!

    Pozdrawiam
    Konan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PRZEPRASZAM, KURWA, CZY MÓWISZ COŚ DO MNIE?
      Jak tak napisałaś, że oczekiwałaś romansu, to trochę żałuję, bo kiedyś moja wizja zakończenia tego bloga i ostatniego rozdziału była właśnie taka burzliwa, totalnie inna. XD Sama nieee wiem, ale kij, stałosię. Będę miała szansę jeszcze to wykorzystać gdzie indziej, a do tego właśnie piszam epilog i trochę się wyżywam. XD
      Lol, ta notka jest najdłuższa na tym blogu. Co za niewdzięczność. :-|
      HASHIRAMA XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
      No buzi, heja

      Usuń
    2. Ja jęczałam, że chce długie loool
      WINCYJ ROMANSUUUUUU

      Usuń
  3. Czytam ! Oczywiście spóźniona 🙀😿

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej ale to nie end? Prawda prawda?! To nie end i będzie dalej ? Nooo weź rozczulam się jak Haruno zamknęła się w tej sali szpitalnej serio serio dziwny fragment sobie wybrałam na rozczulanie się ale tak właśnie było .
    Kurna Adriemmer ci sceneria nie pasuje to zrób nowa na nowym blogu ztym partingiem 😻😽
    Ja tam uwielbiam czytać wszystko z pod twojego pióra, jeszcze jak bym miała czas to bym wzięła się zareszte .
    Ale błagam cię ,sprężaj się bo czas oczekiwania jest na poziomie ekspert 😹
    Kocham tego pana i jego dialog z Haruno nie mógł inaczej wyglądać .
    Phhii a co miała mu się rzucić na czyje i przycisnąć jego głowę do cyca Nowiec nie płacz bejbe ?
    Wiem weź , nie mów że to suche ! To jest najprawdziwsze w ich relacji . Podkresle W ICH RELACJI ! Oni odbiegają od normy . I To nas fascynuje!

    Boooze oczy mi się kleją mózg prawie nie działa ale jestem taaaak zachwycona i szczęśliwa, troszkę zła że tak krótko a powinno być długo bo w końcu adekwatnie by wyszło do czasu oczekiwania na rozdział ale ty jak zawsze robisz nam suprisse💖
    Wierny czylelnik prosi o wybaczenie bo chciał przeczytać i napisać komentarz i musiał mieć mózg w miarę jasny co by się skupić mógł 👅
    Boskie ale malooo mi !👀💗💋

    OdpowiedzUsuń
  5. No nieee, teraz to muszę być szczera. Ta rozmowa do niczego nie doprowadziła, prócz łez, tlących się za powiekami Sakury, które nie wyszły na światło dzienne. Podejrzewam, że komentarze i tak raczej do Ciebie nie dotrą, ale sposób,w jak się to skończyło, jest, no, niezbyt zadowalający dla czytelnika i nie tak sobie wyobrażałam przedostatni rozdział.

    OdpowiedzUsuń