I would kill to be your clothes
Cling to your body and hang from your bones
But I could make a mark, if youwould let me start
muzyczka
Cling to your body and hang from your bones
But I could make a mark, if youwould let me start
muzyczka
– Musisz
przejść do sali sto trzy, czeka tam na ciebie pacjent –
usłyszałam głos Shizune za plecami. Stanęła w progu, z ręką
zahaczoną o biodro i postąpiła przed siebie kilka kroków,
przyglądając mi się nieco spod byka. Odgłos niskich, grubych
obcasików rozlegał się po całym pomieszczeniu.
Przetarłam
wierzchem dłoni czoło i poprawiłam zjeżdżające mi na nie włosy.
Nie spojrzałam w jej stronę, bo zależało mi na tym, żeby uniknąć
kontaktu wzrokowego. Patrzyłam prosto w podłogę, a głowa pękała
mi od nadmiaru skołatanych myśli, przytłoczona i spowolniona
nadmiarem pracy. Zdawała mi się nawet zbyt ciężka, by unieść ją
na jakąś sensowną wysokość.
– Już
idę – odparłam, przypinając sprawdzone kabelki kroplówki do
statywu. Zabrałam długopis i kartę pacjenta, zapisałam potrzebne
dane w rubryczce i schowałam je w kieszeni fartucha.
– Jak
przebiegła kontrola?
– Skończyłam
ją godzinę temu. Nigdzie nie odnotowałam większych powikłań –
odmeldowałam, choć zeszyt ze stanem pacjentów od tamtej pory leżał na jej biurku. Myślałam,
że już go widziała. – Muszę jeszcze załatwić parę spraw.
– To
dobrze. Wyrób się do dziewiętnastej i wracaj do domu – to był
rozkaz, jak i prośba zarazem. Widziała, że jestem wykończona albo
słyszała, jak żaliłam się czasem pielęgniarkom, z którymi
czasem zamieniałam słowo, bo bywały dni, w których wolnego czasu
starczało mi jedynie na przekąszenie w biegu onigiri.
Zupełnie
nie wiedząc czemu, spojrzałam w jej stronę i zmusiłam się do
sztucznego uśmiechu, który prawdopodobnie okazał się moją zgubą.
– Sakura,
wszystko w porządku? – zapytała mnie, przyciskając do piersi
stetoskop.
– Tak,
jest okej – odpowiedziałam, mijając łóżko i wyraźnie
uciekając przed jej ewentualnymi, kolejnymi pytaniami, bo stawiałam
kroki w nienaturalnie pospiesznym tempie. – Jestem po prostu
zmęczona.
I
mimo że była to odpowiedź wymijająca, nie kłamałam. Byłam
zmęczona dosłownie wszystkim, począwszy od pracy, która
przygniatała mnie swoim ogromem chyba dokładnie tak, jak wysnuła
to sobie Tsunade. W szpitalu roiło się od roboty, jaką mnie
obarczyła, bo przypisała mi kilkanaście dodatkowych pozycji,
którymi zwykle się nie zajmowałam. Jedną z nich była kontrola
stanu pacjentów na jednym oddziale i bloku pooperacyjnym, na co
schodziło mi dobre półtora godziny i o tyle opóźniał się tym
samym mój powrót do domu. Nie sądziłam, że aż tak bardzo mi nie
ufa i zapobiega kolejnym takim występkom. Znała mnie przecież
jak rzadko kto.
Z
drugiej strony to nie od przepracowania, a nieustannych przemyśleń
odchodziłam od zmysłów, co być może Piąta doskonale widziała,
dlatego postanowiła wepchnąć w mój wolny czas jak najwięcej
zajęć, bym byle czym zajęła głowę i nie pozostała z myślami
sam na sam. W końcu sama miała podobne doświadczenie, więc byłam
przekonana, że robi to tylko i wyłącznie w trosce o moje zdrowie i
o to, bym nie przejechała się na własnej głupocie.
Tymczasem
babrałam się w tym dalej. Niechcący, czasem też może nieświadomie.
Truchtałam pośpiesznie, przyciskając do klatki piersiowej
formularz i opierałam o niego brodę. Za nic nie potrafiłam
przegnać obrazu, który nie nękał mnie już, a torturował. Miałam
zwyczajnie dość słabości i braku kontroli nad swoim umysłem.
Dość tego, że czułam jak chora w tym stanie, który trwał od
lat.
Zastanawiałam
się, dlaczego tę trasę wybrali. Czy nieświadomie, czy też może
zupełnie celowo, wręcz z premedytacją. Chybotałam się pomiędzy
jedną a drugą Sakurą, tą paranoiczną a przewrażliwioną i to
doprowadzało mnie do szału. Nie wiedziałam, czy przesadzam czy po
prostu dobrze odbieram znaki, jakie my wysyłali.
Upijałam
wtedy na szybko herbatę w swoim gabinecie, przypadkowo zerkając
przez okno. Szli spokojnym, wolnym tempem, alejką okalającą teren
szpitala. Sasuke miał dłonie splecione na lędźwi i patrzył
sztywno przed siebie. Karin z kolei co jakiś czas nerwowo poprawiała
okulary, zerkając ukradkiem na profil Uchihy, a ręce luźno zwisały
wzdłuż jej tułowia.
Nie
wiedziałam, od kiedy była w Wiosce; nie wiedziałam, że w ogóle w
niej była. Miałam wrażenie, że rozmawiali na temat misji –
bałam się, że mówili o czymś innym.
Z
samym Sasuke nie zamieniłam ani słowa od momentu powrotu do Liścia.
Minęło zaledwie pięć dni – powtarzano mi, że nie ma teraz
czasu i musi uregulować zbyt wiele formalności, że go teraz nie
zobaczę, bo nie ma na to czasu. Czy w związku z tym, że wyraźnie
starczało mu go na mozolne przechadzki po Wiosce, pozałatwiał już
wszystkie sprawy? Czy zwyczajnie mnie głupio zbywano, bym dała mu
spokój? I czy było to z jego polecenia czy też nie?
Wtargnęłam
do zupełnie pustej sali. Dwa dni temu wypisano stąd trzech,
starszych ludzi, którzy potrzebowali opieki i kilkugodzinnego
podłączenia pod kroplówkę. Rzuciłam formularzem na zaścielone
łóżko, a drzwi zamknęły się za mną na skutek siły, jakimi je
przyciągnęłam. W półmroku odnalazłam lekarski taboret i
usiadłam na nim z plaskiem. Zakryłam twarz w dłoniach i dałam
sobie upust łzom, bo nie mogłam pozwolić na to, żeby
niespodziewanie rozpłakać się przy pacjentach.
Leżałam
i wpatrywałam uporczywie w sufit sypialni, nieprzekonana myślą, że
mam podnieść się z łóżka. Chciałam się upewnić, czy słyszane
dźwięki były snem, omamami czy jednak tymi dochodzącymi zza drzwi
wejściowych do mojego mieszkania. Usłyszałam pukanie, chyba
trzecie z kolei, które zmusiło mnie do wciśnięcia nagich stóp w
puchate kapcie. Dochodziła dwudziesta trzecia, a ja niecałe cztery
godziny po skończonej pracy i zaledwie siedem do pobudki przed
rozpoczęciem kolejnej zmiany, zdążyłam przegryźć owsiankę,
wykąpać się i rzucić na łóżko. Wszystko wskazywało na to, że
kompletnie wyssanej z energii, udało mi się zasnąć szybko, ale
nie na długo. Tymczasem podeszłam do okna, zaglądając przez nie
zza zazdrostki i dostrzegłam sylwetkę postaci, która mówiła mi
wszystko.
– Nie
przypuszczałem, że obudzę cię o tej porze.
Stałam
przed nim w różowej koszuli nocnej i przecierałam zamglone oczy.
Wyglądało to zupełnie jednoznacznie. Widok nie pozostawiał mu
żadnych wątpliwości, że wyrwał mnie z morfeuszowych objęć.
– To
awaryjna sytuacja – zapewne tak sama jak ta, z którą do mnie
przychodził. Nic nienadzwyczajnego nie sprowadziłby go tutaj o tej
godzinie, o której normalnie sam kładłby się do łóżka. –
Zwykle nie rozkłada mnie tak szybko.
– Wrócę
innym razem – wymamrotał. Zachowywał się dość dziwnie, choć
nadal ani trochę nie wydawał się być skrępowany sytuacją, w
której stałam przed nim jedynie w piżamie, bez makijażu, będąc
kompletnie zaspana, a z nerwów nieustannie jeżyła mi się skóra.
– To nic pilnego.
– Nic
pilnego, żeby zjawiać się przed północą? – podpuściłam go,
ściągając brwi i odruchowo splatając ręce na piersiach.
– Tylko
teraz miałem pewność, że zastanę cię w mieszkaniu – odparł,
akcentując wyraźnie. – To nie pierwszy raz, kiedy próbuję.
Och.
To w zupełności nie było to,
czego się spodziewałam.
– To
przez pracę. Całymi dniami siedzę w szpitalu – wydukałam, niby
nieprzejęta tym, co przed chwilą mi wyznał. Jasnym dla mnie było,
że nie zasnęłabym po tym krótkim epizodzie, snując tezy na temat
tego, o czym chciał rozmawiać. Chciałam więc go przekonać, że
tylko przejściem przez próg mi pomoże, ale bałam się, że nie
uda mi się tego dokonać, nie mówiąc wprost, co mam na myśli. –
Dlatego prawie wcale nie ma mnie teraz w domu.
– Nie
chcę ci przeszkadzać.
– Wejdź,
skoro w końcu udało ci się mnie złapać – przekonywałam go,
cofając się i robiąc miejsce w przejściu, równocześnie
zaczesując za ucho pasmo włosów. – Chociaż na chwilę. Zdążę
się wyspać.
Wbiłam
wzrok w drewniane belki ganku, patrząc wyłącznie na ruch jego
stóp. Postawił krok do przodu; następnie zatrzymał się i
podrygiwał kolanami, a potem postąpił kolejne, prowadzące wprost
do mojego mieszkania. Tak po prostu. Bez większego wysiłku i
dodatkowego namawiania, a ja poczułam ulgę, że nie musiałam już
nic więcej mówić.
Przekroczył
próg mieszkania cicho i ostrożnie, jak gdyby nie chciał obudzić
nikogo więcej. Ukradkiem rozglądał się po pomieszczeniu, choć
ruchy jego głowy były dyskretne i najwidoczniej ukrywał przede mną
swoje zainteresowanie, nie chcąc wyjść na wścibskiego. Niepewnie
stanął tuż obok kanapy i powiódł wzrokiem po wszystkich
ścianach, zawieszając na dłużej wzrok na wiszących na niej kilku
obrazach. Cicho zamknęłam drzwi i obserwowałam jego poczynania
bojąc się, że wyczuje, że nie robię nic innego poza
przyglądaniem się mu. Zacisnęłam palce na klamce drzwi i
mruknęłam hasło, by nie miał wątpliwości względem zachowania
się w tym miejscu.
– Rozgość
się, Sasuke.
– Kiedy
się przeprowadziłaś? – zapytał błyskawicznie, jak gdyby to
była odpowiedź w grze na czas.
– W
tamtym roku, na przełomie września – odparłam.
– To
drugi skraj Wioski – wywnioskował. Byłam w jakiś sposób
uraczona tym, że pamiętał lokalizację mojego rodzinnego domu i
śmiał o tym wspomnieć.
– To
i tak niedaleko domu. Zachodzę tam niemal codziennie – bo
rodzice nie daliby mi żyć, dokończyłam
w myślach. Aktualne mieszkanie zostało mi przyznane ze
względu na pracę. Miałam stąd nawet o te piętnaście minut drogi
bliżej, które nie raz okazały się być niezwykle cenne.
– Zaparzę
herbatę – oświadczyłam, ruszając w stronę kuchni, by tylko
nadać sobie jakiejś sensownej czynności i nie stać tu jak kołek,
skrępowana samą jego obecnością w tym miejscu.
– Nie
fatyguj się niepotrzebnie. Nie chcę zajmować ci zbyt dużo czasu.
Chciałam
mimo wszystko ugościć go tak, jak należy; nawet, gdy ów gość
sobie tego nie życzy. Tyle że powstrzymujący mnie przed tym jego
baczny wzrok, który spoczął na moich plecach, paraliżował mnie.
Zwróciłam się w kierunku kuchni, jednak nie wykonałam w jej
stronę żadnego kroku.
– O
czym chciałeś porozmawiać, Sasuke? – rzuciłam, zsuwając
wszystkie pozostałe tematy na drugi plan. Choć chciałam jeszcze
chwilę pomęczyć go propozycjami zaoferowania ciepłego naparu albo
dać oswoić mu się w moich czterech kątach i w tym czasie
poprzyglądać mu się nieco mniej zauważalnie niż zwykle.
– Chciałem
przekazać ci, że wyruszam dalej – oświadczył, poprawiając mnie
zarazem. Przyszedł mi to powiedzieć, nie debatować czy rozmawiać.
Nie potrzebował mojego zdania ani niczego innego – to była jego
decyzja oraz po części fakt dokonany. – Nie ma już żadnej
sprawy, która trzymałaby mnie dłużej w Wiosce.
– To...
bardzo szybko – skwitowałam zupełnie bezmyślnie, wypuszczając
ze słowami całe powietrze, jakie posiadałam w płucach. Liczyłam,
że całkiem sprawnie uda mi się ukryć smutek w głosie, choć
czułam, jak niewypowiedziane słowa łamią mi się już w gardle.
Chciałam odegnać od siebie wszelkie wizje mojego stanu, kiedy
zniknie. Uczucie pustki ogarnęło mnie tak mocno, jak dzieje się to
w chwilach największej słabości, kiedy miłość do niego boli
mnie najbardziej. I nie chciałam tego znowu tak szybko, kiedy nawet
nie zdążyłam zmyć resztek poprzednich wspomnień. To jak
przykładanie nagrzanego pręta w miejscu, w których rana nie
zdążyła się jeszcze zagoić i wypalanie dodatkowych, nowych
znamion. – Kiedy dokładnie chcesz wyruszyć? – wykrztusiłam z
siebie, przełykając uprzednio ślinę.
– W
przyszłym tygodniu. Kakashi ma dla mnie kolejną misję i nie widzę
powodu, by przeciągać pobyt.
Serce
zabolało mnie jak ukłute szpilką. Zastanawiałam się, czy
wiedział, jak niektóre stwierdzenia na mnie oddziaływały. Miałam
jedynie nadzieję, że nie robi tego celowo, umyślnie, a jest po
prostu poharatany w pewnych kwestiach międzyludzkich relacji. Pomyślałam
o Sai’u – człowieku, z którego człowiecze odruchy były wysysane
niczym pompa i wyzbywano się ich siłą, zmuszając do kompletnie
nieludzkich pobudek.
– A
wszystkie sprawy związane z misją? – wycedziłam, bo nic innego
nie przyszło mi do głowy. Odruchowo usiadłam na kanapie i
poprawiłam przód koszuli nocnej. Od początku czułam się
niezręcznie w związku z tym, że staliśmy, tak jakby wpadł
jedynie przelotną, szybką rozmowę i zaraz musiał wychodzić.
– Są
już zakończone – odpowiedział zdawkowo. Milczał i perfidnie
wpatrywał się w moją twarz, jak gdyby analizując emocje, które się na niej rozgrywały. Miałam wrażenie, że testuje i sprawdza, jak działają jego słowa; trochę jak badacz, który
sprawdza słuszność swoich hipotez i trochę jak szaleniec, który
czerpie z tego satysfakcję. Byłam ciekawa, które z nich
rozpoznawał, kojarzył, a które znał już na pamięć.
Bo
tak właśnie teraz wyglądał. Nieco pochylony, z rękami puszczonymi wolno po bokach. Czarna grzywa
zasłaniała mu lewe oko. Usta luźno rysowały się w wąską linię,
z kącikami ust naturalnie skierowanymi w dół. Patrzył wyczekująco
i milczał, a ja nie wiedziałam dlaczego.
– Kiedy
chcesz wrócić? – zapytałam, zupełnie i wyłącznie po to, by
przedłużyć rozmowę.
– Nic
nie planuję. Wszystko okaże się z czasem.
– Wyruszasz
sam?
– Nie.
A
więc jednak. Prawdopodobnie omawiali to dzisiejszego popołudnia,
spacerując po Wiosce. Z pewnością kłamał i wcale nie dobijał
się do moich drzwi wcześniej, bo nie miał jaką informacją mnie
oświecić, a dopiero dzisiaj, kiedy już wszystko było dla niego
jasne i plan był kompletny. Poza tym wizja Uchihy, pukającego do
moich drzwi, nie zastająca nikogo i odchodząca z zawodem, wydawała
mi się zbyt satysfakcjonująca, by faktycznie miała miejsce w
rzeczywistości.
Pobladłam i opuściłam głowę, jakobym przyjmowała porażkę z pokorą.
Pobladłam i opuściłam głowę, jakobym przyjmowała porażkę z pokorą.
– Sądzisz
że złamałbym dane słowo? – wypalił nagle. – Jak marne jest
twoje zdanie na mój temat, Sakura? Czy może nie powinienem tego
wiedzieć?
To
było jak wybuch – nagłe i niezapowiedziane. Coś jakby zmusiło
go do przerwania napięcia i tego, o czym właśnie rozmawialiśmy.
Był zniecierpliwiony i odrobinę wściekły. Świdrował mnie
wzrokiem i karcił mnie nim, że robię to, co robię – napełniałam
się smutkiem. Nie wiedziałam, o czym to wszystko świadczy i do
czego się sprowadza. Nawet wyraz jego twarzy był mieszanką emocji,
których nie pamiętałam.
– Powiedzmy,
że jestem przygotowana na wszystko.
– Masz
na myśli same rozczarowania? Tylko to ze mną wiążesz? – pił
dalej. I szokował mnie jeszcze bardziej. Czy denerwowało go moje
podejście? To, że mu nie wierzę i że boję się, bo ranił mnie
po tysiąckroć? Czy naprawdę aż tak go to dziwiło? I czy był zły
na mnie czy może na siebie?
– Nie
przywykłam do niczego innego przez pozostałe lata. Jestem
zwyczajnie uprzedzona, Sasuke.
Bałam
się jak nigdy. Bałam się, że wybuchnie kłótnia, której nie
umiałabym kontrolować. Że powiem za dużo albo nie powiem nic, a
to wszystko potoczy się tak, że wyjdzie bez słowa i znowu nie
zobaczę go przez kilka lat.
Nie
raz czułam, kiedy patrzono na mnie jak na skończoną idiotkę, a w
myślach nazywano mnie głupią.
Że specjalnie brnę w to bzdurne uczucie, przesycone jedyne pustką,
dziecięcą naiwnością i młodzieńczymi uniesieniami. Spychano to
uczucie na dalsze plany i klasyfikowano jako teoretycznie
niegroźne, objawiające się maniakalną obsesją, z podłożem
nieco chorobliwego zauroczenia. Nie mogłam sobie jednak wyobrazić,
w jaki inny sposób mogłabym kochać tego człowieka. Czy miłość
miała zawsze się zawierać w granicach jakiegoś rozsądku oraz
mądrych, świadomych decyzji? W takim razie jaką rangę można by
było przypisać temu uczuciu i czym miałaby się tak wyróżniać
na tle innych? I dlaczego to obcy ludzie, nieobecni w takich
momentach jak ten, kiedy byliśmy sam na sam, mieliby oceniać nasza
relację?
Teraz
po części czułam, jak niezdrowo to wszystko na mnie odreagowuje.
Poczułam zawroty w głowie i dziękowałam sobie, że zdecydowałam
się przycupnąć te pare chwil wcześniej, by teraz nie bać się o
niepowodzenie w pracy mojego błędnika.
Czekałam
na jego odpowiedź i obiecałam nie odezwać się do momentu, w
którym jej nie dostanę. Byłam zwyczajnie ciekawa. Nie potrafiłam
rozgryźć tego człowieka, ale miałam wrażenie, że on sam miał z
tym podobne trudności. Robił to, co uważał za najbardziej słuszne
i mówił to, co przychodziło mu na język, dopiero później
analizując, co właściwie nim kieruje.
Sasuke
westchnął, chwilę pobłądził wzrokiem, rysując koła na
dywanie, przegryzł wyrzucone mu słowa i powiedział bez ogródek.
– Przyszedłem
dowiedzieć się, kiedy kończysz odbywane godziny w szpitalu.
A
więc wybrał zbycie tematu i uniknięcie nieprzychylnej mu
odpowiedzi.
– Co
to ma do rzeczy, Sasuke?
– Aby
wrócić tu po ciebie.
Nic
nie powiedziałam. Nie potrafiłam. Zastanawiałam się, jak muszę
teraz wyglądać. Uchicha z kolei nieoczekiwanie przerwał ciszę,
kontynuując.
– Nie
mogę czekać tyle czasu, siedząc bezczynnie. W tym okresie po
prostu wrócę do Wioski albo znajdę się w jej okolicy –
wyjaśniał spokojnym tonem, patrząc na mnie wnikliwie. Czarne jak
węgliki oczy połyskiwały w ciemności, choć nie odbijały żadnego
światła, bo w pobliżu nie było żadnego jego źródła, poza
wpadającą za jego plecami srebrną łuną księżyca. –
Przyszedłem to ustalić.
Dalej
milczałam. Nie wiedziałam ile, ale w końcu usłyszałam
upomnienie.
– Sakura,
czekam na twoją odpowiedź.
– Potrwają
jeszcze miesiąc – wydukałam. – Kończę je za miesiąc...
– Czyli?
– najwidoczniej potrzebował konkretów.
– Według
grafiku powinnam wyrobić wszystkie godziny w trzecim tygodniu
września – odparłam, latając oczami na boki i przegryzając
dolną wargę. Nadal nie wierzyłam, że naprawdę to powiedział.
Potrzebowałam chwili, by ochłonąć, a nie miałam nawet gdzie
schować się na moment, bo stałam w centrum pola jego widzenia.
Skuliłam się jedynie, opuszczając głowę i wbijając wzrok w
podłogę. – Od ostatniego powinnam być wolna.
Wolna.
Zabrzmiało to co najmniej, jak gdybym odpowiadała mu na
zapytanie na randkę. Miałam ochotę stuknąć się w łeb na moją
niesłowność, której w tym momencie się wstydziłam. Z drugiej
strony pomyślałam, że to moje wrodzone określenie na te katusze,
które zgotowała mi Tsunade i przez które czułam się uwiązana do
miejsca pracy.
Skinął
jedynie głową i spojrzał na bok. Poderwał się i spacerowym
chodem podszedł do małej komódki, podniósł leżącą tam
drewnianą szkatułkę i zaczął obracać ją w palcach.
– Karin
prosiła o przekazanie ci przeprosin – zmienił znowu tor rozmowy.
Chciałam krzyknąć, by mu przeszkodzić i za nic nie odbijać tak
szybko od poprzedniego wątku, który, jak sam wspomniał, był
sednem jego wizyty. Tamten przyspieszył tony mojego serca i
przyjemnie rozluźnił rozgrzane mięśnie. Napoczęty wprowadzał
pewien zgrzyt i dodatkowo zawodziło mnie, że tor naszej rozmowy
miał skierować się na Uzumaki. – Ma nadzieję, że nie
zrozumiałaś jej ostatnim razem zbyt opacznie.
Jej
sprawa była na swój sposób zawsze dla mnie nieco drażniąca.
Słysząc, co rzekomo mu przekazała, znieruchomiałam i dopytałam.
– Przeprosić za co? Co dokładnie masz na myśli?
– Waszą
rozmowę w kryjówce – zaczął. Spojrzał znowu gdzieś w bok, a
ja z pamięci zlokalizowałam, że znajduje się tam porcelanowy
wazon i wetknięte do jego środka herbaciane róże. – Wspomniała,
że powiedziała coś, co mogło cię urazić – wyjaśnił.
Od
razu przed oczami stanęła mi scena, kiedy Uzumaki znalazła się w
komnacie Sasuke, w której spałam, obwieszczając mi złowieszczo
brzmiący nakaz. Przeszły mnie dreszcze.
– W
rzeczywistości chciała cię chronić.
– Chronić?
Niby w jaki sposób? – przypomniałam sobie jej słowa. Nawet jeśli
chciała tym sposobem przed czymś mnie obronić, mogła użyć
delikatniejszych słów, a nie takich, których celowo przybraną
zgryźliwość ciężko będzie mi potem odrzucić.
– Licząc,
że nie jest za późno myślała, że twoja ucieczka będzie
najlepszym rozwiązaniem – kończył. – Nie chciała, żebyś
niepotrzebnie wplątała się w tą misję wiedząc, że będziesz
potencjalnym obiektem zainteresowania. Ta kobieta, Yumeka, pamiętasz
ją – ciągnął dalej. Przed oczami stanął mi obraz ciemnowłosej
nieznajomej o charakterystycznej urodzie – pełnych ustach i
groźnym spojrzeniu. Sposób, w jaki Sasuke wypowiedział jej imię,
przyprawił mnie o zazdrość, mimo że na własne oczy widziałam,
jak nienawistnie oplatał jej szyję palcami i boleśnie przyciskał
do pnia drzewa. – Sprawdzała cię. Dostała polecenie od swojej
Wioski, bo warunkiem współpracy było oddanie im na czas ataku na Konohę jednego z medyków,
których zrobiło nam się w szeregach aż dwoje, kiedy przyszłaś.
Karin poszła za ciebie, spędzając całą noc w obozowisku
potencjalnego wroga.
– Nawet
nie podejrzewałam, że mogła zrobić coś takiego – wyznałam
szczerze. Nadal nie wierzyłam, że to o niej mówimy.
– Co
znaczy, że wszystko poszło zgodnie z planem – skwitował,
kiwnąwszy głową i przymykając na moment oczy. – Miałaś o
niczym nie wiedzieć.
– Najwidoczniej…
– urwałam, kończąc dokładnie tym, co kołatało mi się w
głowie. – Przekazała to na tyle realistycznie, że nie sposób
było się domyśleć.
Prychnął
zdawkowo, wyraźnie rozbawiony. Rozszerzyłam oczy w niedowierzaniu.
– Zapewniała,
że tak będzie. I ma nadzieję, że jej uwierzysz. Ręczę za nią –
przerwał, zamyślając się i wbijając wzrok w dywan, na którym
stała kanapa. Cały czas nie opuszczało mnie wrażenie, że badał
wystrój mojego domu coraz bardziej śmiało i nieskrępowanie i jest
nim w jakiś sposób zaintrygowany. – Choć nie podobało mi się,
że to zrobiła to bez czyjejkolwiek wiedzy.
– Pamiętam,
że powiedziałeś mi, że nie mogę już teraz wrócić do Wioski –
wspomniałam.
– Gdybyś
uciekła, narobiłabyś tylko kłopotów, dlatego jej samolubność
mogła okazać się głupotą i tylko przysporzyłaby nam problemów
– przytaknął mi. Odwrócił się i stał bokiem zarówno do mnie
jak i do mebla, który przed chwilą oglądał.
– Przepraszam.
Wiem, że jedynie namieszałam – wyznałam. Odruchowo zacisnęłam
palce na krawędzi koszuli i wpatrywałam się w nią, nie chcąc
napotkać jego wzroku. Czułam się jak dziecko pod naporem
rozeźlonego rodzica. – Nawet nie wiesz, jak głupio się teraz
czuję.
Teraz,
kiedy wiedzą o tym wszyscy nasi znajomi i dodatkowe pół Wioski.
Zszargałam swoją opinię jednego z wyzwolicieli spod panowania
Kaguyi i planu Księżycowego Oka, uczennicy Piątego Hokage,
dobrego, praktykującego medyka na zwykłą, rozwydrzoną smarkulę,
którą kiedyś byłam w ich oczach. To jak powrót do niechcianej
przeszłości albo raczej coś, z czego nigdy się nie wyrasta.
– Jesteś
jedyną, która za to odpokutowuje. I jakimś cudem twoja obecność
miała mimo wszystko więcej plusów. Skąd je masz, Sakura?
Uniosłam
głowę, wyraźnie zaintrygowana. Nawet nie odnotowałam, kiedy
podszedł do drugiej komody z zawieszonej nad nią lustrem i kwiatami
we flakonie, upstrzonym błękitną mozaiką. Ujął w palce koronę jednej róży i badał ją opuszkami.
– Kupiłam
je w sklepie matki Ino – odpowiedziałam. Nie potrafiłam
wywnioskować, dlaczego go zaintrygowały. Nie zdołałam przekonać
się do pomysłu, że jakkolwiek lubiłby kwiaty albo mógłby być
pod wpływem ich uroku. Prędzej zwierzę albo jakiś majestatyczny
widok mogłyby zrobić z nim coś podobnego. Nieraz widziałam to,
kiedy odpoczywaliśmy po misji za czasów genina.
Potrząsnęłam
głową, przypominając sobie jego wcześniejsze stwierdzenie.
– O
jakich plusach mówisz?
– Widzisz,
Haruno – urwał celowo, spoglądając przed siebie. Tym razem padło
na kuchnię. Okiełznał ją wzrokiem, rozchylił delikatnie usta i
mrugnął kilka razy, wpatrując się w nią jakoś ciepło. – Na
swój sposób twoja obecność zawsze sprawia, że robi się
ciekawiej. Gdziekolwiek byś nie była, wprowadzasz chaos,
zamieszanie. Jesteś głośna i tym samym jako jedyna paradoksalnie
uciszasz wszystkie myśli, które kotłują się w mojej głowie,
kiedy nie mogę z nimi wytrzymać.
– Chcesz
więc teraz powiedzieć, że widzisz jakieś zalety tego, czego
kiedyś we mnie nie znosiłeś? – dopytałam niepewnie, kryjąc
radość wynikającą z jego słów, które dopiero zaczęłam
przetwarzać.
– Nigdy
nie powiedziałem czegoś podobnego – usprawiedliwił się. –
Prawdopodobnie to jeden z twoich nieudanych wniosków.
Serce
zadudniło mi w klatce, dając znać, że tam jest i urosło jakieś
pięć razy w przeciągu tych kilku sekund.
– Nadal
jednak jest mi źle, Sasuke – wyparowałam, zła na siebie, że nie
umiem rozmawiać z nim ten sposób. Jego słowa rozłożyły mnie na
łopatki, zupełnie jak wzrok, który znowu ulokował na moim
profilu. Nie byłam w stanie trzeźwo myśleć i chwytałam się pierwszej lepsze idei, jaka wpadła do mojej głowy.
– Całkiem
zbędnie – odparł w odpowiedzi szybko. – To minęło, Sakura.
Przestań zawracać sobie głowy tym, czego nie ma i nie jest już
istotne.
Pocieszenie
w jego wydaniu było ostatnim, czego się spodziewałam. Nie z ust
tego Uchihy – zwykle pouczającego, może też trochę
egoistycznego. Zazwyczaj nie zajmował sobie głowy czyimiś
sprawami. Nie leżało też w jego interesie wyprowadzanie ich z
błędu – a przynajmniej nie mówił tego na głos, nie
obwieszczał. Nie zależało mu na tym. Wszystko z reguły trzymał
dla siebie.
– To
nie takie łatwe.
– A
ja wiem to jak nikt inny – ciągnął dalej. – W porównaniu z
moją kartą przewinień, jeden twój występek to nic.
Wyczułam
barwę zawodu w jego głosie.
– To
nie tak, Sasuke. Ludzie zapominają o tym. Odkupujesz swoje winy. To
się dla nich liczy...
– Czuję
to, Sakura. Wiem, że tak nie jest, bo ciągle to czuję. Widzę
tylko napięcie i strach, jaki sieję w oczach tych ludzi, gdy tylko
się pojawiam. Spojrzenia różnią się tym, że są albo niepewne i
strwożone albo pełne nienawiści. Nawet tu, w Liściu.
– To
nieprawda, Sasuke… – przeczące ruchy głowy miały mu zapewnić,
jak bardzo się mylił. – Znam tych ludzi. Wiem, jakie jest ich
zdanie. Ufają ci, Sasuke i wierzą w ciebie. Patrzą na ciebie jak na
obrońcę Wioski.
– Ty
tak to widzisz, Sakura – jego ton stał się niższy – dlatego
nie zdajesz sobie sprawy z tego, co jest naokoło. Ludzie o wiele
łatwiej przypominają sobie to, co złe niż dobre. Wcale nie
odkupiłem swoich win, nie w ich mniemaniu. Jeszcze dużo czasu
przede mną, aby w pełni mi zaufali i o ile w ogóle kiedykolwiek to
zrobią. Dlatego nie mogę bezczynnie siedzieć, bo nie chcę i nie
mogę tylko siedzieć. Nie sprawia mi żadnej przyjemności siedzenie
tu, gdzie patrzy się na mnie nadal jak na intruza.
Zapadła
cisza.
– Zawsze
chcesz tak uciekać? – spytałam. Mój ton można było przyrównać
do głosu spłoszonej owieczki, gdyby tylko dało się jakiejś
możliwość wypowiedzenia tego zdania. Nie chciałam pogrążać go
dalej, a bałam się, że to właśnie zrobiłam. Poza tym, nie byłam
w stanie dać mu tej ulgi. Nie potrafiłam wyprowadzić go z błędu
i udowodnić, że jest inaczej. Jego wnioski najprawdopodobniej też
były czymś poparte, więc wiedział, o czym mówi.
– Tak
długo, jak to będzie koniecznie.
Miałam
wrażenie, że to zdanie to wyrok. Jak opuszczone wrota, których nie
podniesie się ani siłą a słowami, a jedynie czyjąś wolą – w
tym przypadku jego. I że ja, jak zwykle, stoję po drugiej stronie,
patrząc, jak znowu odchodzi.
– Nie
myślałeś, że może to ty obarczasz się czymś, czego tak
naprawdę nie ma? Nadpisujesz. Sam czujesz o wiele większa winę i
żal niż ludzie żywią do ciebie – próbowałam, choć czułam
się jak mysz w walce z lwem.
– Chcę
to poczuć – odparł szybko, zdawkowo, ale spokojnie. – Nie chcę
żyć w niepewności, czy tak jest czy nie. Nie chce się domyślać.
Mam tego dość, bo próbowałem, ale to nie działa.
– Zawsze
myślałam, że nie obchodzi cię zdanie innych, Sasuke. Że jesteś
w stanie je zlekceważyć, nie przejmując się nim.
– Przypuszczałaś,
że wyrzekłem się wszelkich uczuć przez poprzednie kilka lat? –
kąsał. Patrzył na mnie spode łba, a jego oczy zaświeciły
groźnie. – Zdajesz sobie sprawę, że człowiek nie jest w stanie
wyzbyć się ich całkowicie, prawda? Nikt. To zwyczajnie niemożliwe.
– Nie
– wydukałam szybko i panicznie. – Zawsze robiłeś co chciałeś,
bez względu na ogólną opinię. Mówię tylko o twojej
dotychczasowej obojętności.
– Z
kolei to, o którym mówimy, jest z całą pewnością zwyczajnie
niewygodne.
Pomyślałam,
jak bardzo musiała boleć go ta sprawa. To, jakiego potwora robią z
niego ludzie. Zrobiło mi się go żal. Mogłabym siedzieć
z nim godzinami, tulić go do siebie i powtarzać w kółko jak
mantrę, że tak nie jest, nie da innych i na pewno nie dla mnie.
Równie bolesna była szybka myśl, że z całą pewnością tego nie
chce i nie tego potrzebuje.
– Wiem,
że może być uciążliwe – napomknęłam. – Ale tak czasami
jest, Sasuke, że pewne rzeczy trzeba od siebie odsunąć… tak po
prostu. Bo ciężko zrobić z nimi cokolwiek innego. Każdy boryka
się z czymś takim. Różnimy się tylko rodzajem tego problemu.
Zatrzymał
się na moment. Złapaliśmy swoje spojrzenia, a moje słowa zawisły
w powietrzu.
– Ale
chcę spróbować. Chcę się tego pozbyć, Sakura. Powinnaś to
zrozumieć – wyznał z przeciągłym jękiem, jak gdyby zależało
mu na tym. – Tak jak zwykle to robisz. Jedynie ty i ten Osioł – zaakcentował, mówiąc o Naruto.
– To
się nazywa więziami. Przyjaźnimy się przecież od dawna… –
urwałam i choć chciałam skompletować odpowiedź, wtargnął ze
swoimi słowami.
– Swoje uczucie do mnie nazywasz przyjaźnią? – podpuścił mnie,
ciągle patrząc się wnikliwie i badając moją twarz. – Nie
chcesz mi powiedzieć, że przyjaźń w naszej relacji ci wystarczy?
To
było jak przyparcie do muru i żądanie odpowiedzi. Miałam ochotę
uciec albo zastosować jego sztuczkę, bo nie godziłam się na
prostą odpowiedź w obliczu jego perfidnego pytania.
– Sasuke,
do czego zmierza ta rozmowa? Chcesz mojego kolejnego wyznania? –
wymamrotałam poddańczo.
– Nie.
Zadałaś pytanie, więc ci na nie odpowiadam – odetchnął jakby
cicho. – Niczego od ciebie nie oczekuję, Sakura. Już
wystarczająco dużo wiem. I chcę wykonać chociaż jeden krok,
którym mogę się tobie odwdzięczyć.
– Wdzięczność?
Tylko to tobą kieruje? – byłam na granicy. Miałam ochotę się
rozpłakać, bo znowu nie wiedziałam na czym stoję, a on bawił mi
się moją pozycją w jego życiu, która w mojej głowie
była już wyjątkowo mocno nagryzmolona, jak gdybym była lalką w jego
dłoniach. Ciągle przesuwał mnie swoimi słowami.
– Doskonale
wiesz, że gdyby wdzięczność była jedyną powinnością, jaką
wobec ciebie czuję, nie byłoby mnie tutaj. Nie przyszedłbym tu
tylko z wdzięczności.
Moje
gardło stało się jednym, wyschniętym wiórem. Usilnie przełknęłam
resztki śliny, siląc się na odpowiedź. Zacisnęłam piąstki na
krawędziach koszuli.
– Więc
co takiego, Sasuke? – wyczułam wściekłość w moim głosie. On
chyba też, bo barwa jego głosu złagodniała zauważalnie.
– Coś,
czego nie potrafię nazwać. Dlatego tak bardzo mnie męczy i
chciałbym to poznać.
Świat
się zatrzymał, a ja wraz z nim. Zastygłam tak jak wszystko wokół
mnie – oprócz Sasuke, który jako jedyny z tego, co miałam przed
sobą, wyglądało tak jak wcześniej. Choć okalała nas ciemność,
widziałam wyraźnie, jak po tych słowach odwraca się i kieruje w stronę drzwi.
– Czekaj
na znak ode mnie – mruknął i dodał na kolejne
żmudne, długie dni wyczekiwania, przepełnione, ale które tym razem miały
zwiastować lepszy, jaśniejszy koniec. – Do zobaczenia, Sakura.
Wyśpij się dobrze.
Wybaczcie
jeśli to jest zbyt suche – bo takie mi się wydaje – naprawdę,
mam jakiś problem z pisaniem tego. XD Nie wiem, w czym leży
problem, ale to chyba coś nie zgrzyta pomiędzy mną a światem, w
którym ta baja jest osadzona i nie potrafimy się za nic dogadać.
Od samego początku. Właśnie, w ogóle, czy można jakoś sensownie
pozbyć się pierwszych rozdziałów, tak żeby reszta fabuła się
trzymała? Musiałam wrócić do nich podczas pisania tego i jestem
zażenowana. xD
Pfffffff
OdpowiedzUsuńKUUUURNAAAAA!!!
UsuńSPADAJ ADRIEMMER-CHAN
PEACE & LOVE
TY TO ZACZĘŁAŚ, BEJB, RADZĘ SZLAJAĆ SIĘ DALEJ PO INNYCH MIASTACH, TO TO SIĘ NIE SKOŃCZY.
UsuńJeszcze nikt mnie tak nie nazwał, no nikt. XDDD I w sumie to nie wiem, czemu ja mam spadać. To Ty zjebałaś. XD
No, no, lowe
Zza zakończenie masz spadać ZIOM, bo takie urwanie jest karygodne. Ja Cię NAUCZĘ. JESZCZE LUDZI Z CIEBIE ZROBIĘ
Usuńano szlajam się LOL i ktoś musi być PIERWSZY
Niedosyt. Adrmiemmer co Ty zrobiłaś właśnie w tym momencie? Co tu się wydarzyło? Właśnie nic. AAAAAA. A ja tu oczekiwałam wyznań i płomiennego romansu. Wincyj!! I czemu ta notka taka krótka. (już przyszłam i narzekam! XD)
OdpowiedzUsuńA ogólnie bardzo dobrze się czytało - jak zwykle.
Śmieję się z tego płomiennego romansu, ale reakcja Sakury jak najbardziej na miejscu. Kto normalny by mu ufał gdyby był nią?
Babcia Tsunade wie co jest dla Haruno najlepsze. Robota na stany depresyjne. Cudo :D.
Czekam na ciąg dalszy. I nie mów, że to koniec!
PS: W następnym opowiadaniu chcę Hashiramę!
Pozdrawiam
Konan
PRZEPRASZAM, KURWA, CZY MÓWISZ COŚ DO MNIE?
UsuńJak tak napisałaś, że oczekiwałaś romansu, to trochę żałuję, bo kiedyś moja wizja zakończenia tego bloga i ostatniego rozdziału była właśnie taka burzliwa, totalnie inna. XD Sama nieee wiem, ale kij, stałosię. Będę miała szansę jeszcze to wykorzystać gdzie indziej, a do tego właśnie piszam epilog i trochę się wyżywam. XD
Lol, ta notka jest najdłuższa na tym blogu. Co za niewdzięczność. :-|
HASHIRAMA XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
No buzi, heja
Ja jęczałam, że chce długie loool
UsuńWINCYJ ROMANSUUUUUU
winnnnnnnncyj XD
UsuńCzytam ! Oczywiście spóźniona 🙀😿
OdpowiedzUsuńEj ale to nie end? Prawda prawda?! To nie end i będzie dalej ? Nooo weź rozczulam się jak Haruno zamknęła się w tej sali szpitalnej serio serio dziwny fragment sobie wybrałam na rozczulanie się ale tak właśnie było .
OdpowiedzUsuńKurna Adriemmer ci sceneria nie pasuje to zrób nowa na nowym blogu ztym partingiem 😻😽
Ja tam uwielbiam czytać wszystko z pod twojego pióra, jeszcze jak bym miała czas to bym wzięła się zareszte .
Ale błagam cię ,sprężaj się bo czas oczekiwania jest na poziomie ekspert 😹
Kocham tego pana i jego dialog z Haruno nie mógł inaczej wyglądać .
Phhii a co miała mu się rzucić na czyje i przycisnąć jego głowę do cyca Nowiec nie płacz bejbe ?
Wiem weź , nie mów że to suche ! To jest najprawdziwsze w ich relacji . Podkresle W ICH RELACJI ! Oni odbiegają od normy . I To nas fascynuje!
Boooze oczy mi się kleją mózg prawie nie działa ale jestem taaaak zachwycona i szczęśliwa, troszkę zła że tak krótko a powinno być długo bo w końcu adekwatnie by wyszło do czasu oczekiwania na rozdział ale ty jak zawsze robisz nam suprisse💖
Wierny czylelnik prosi o wybaczenie bo chciał przeczytać i napisać komentarz i musiał mieć mózg w miarę jasny co by się skupić mógł 👅
Boskie ale malooo mi !👀💗💋
No nieee, teraz to muszę być szczera. Ta rozmowa do niczego nie doprowadziła, prócz łez, tlących się za powiekami Sakury, które nie wyszły na światło dzienne. Podejrzewam, że komentarze i tak raczej do Ciebie nie dotrą, ale sposób,w jak się to skończyło, jest, no, niezbyt zadowalający dla czytelnika i nie tak sobie wyobrażałam przedostatni rozdział.
OdpowiedzUsuń